Szczury Pogranicza
Szczury Pogranicza jak mówią sami o sobie jego członkowie to pierwotnie nieoficjalny klub, który powstał na jesieni 2021r. Skupia wszelkiej maści outsiderów, wyrzutków i banitów bez stowarzyszeń, którego założycielem był Zetu Nacht. Skonfliktowani ze światem próbują przeżyć w nim zajmując się szemranymi interesami i rozbojami. Od grudnia 2021r. w ramach wprowadzonego nowego, oficjalnego systemu klubowego postaci, zmienił nazwę na Hanzę Zbójeckich Szczurów.
Szczurze mięso. -Jadls juz kdhyys shuzee mhhso? - bulgoczace i przebite przez kly, gardlo Johanna, zadrgalo w kolejnym wysilku. Tej gwiazdzistej nocy wyniesli go z pola, wciagneli w pierwsze drzewa, by skonal. Johann jednak jak zawsze za duzo mowil. Poznali go dobrze podczas minionych, krwawych tygodni. Poznali sie dobrze wszyscy. Polaczeni w przez przypadek, rzucali sie w amok walki o przetrwanie i pozostalo ich zaledwie kilku. Banda szubrawcow, mordercow i psow wojny, wypuszczonych na wolnosc więzniow, zaciagnietych do jednej z wielu kompani karnych krolestwa Kaedwen. Spuszczeni ze smyczy postanowili jednak robic cos więcej niz kasac wroga. Pozbawieni kontroli, zdani tylko na siebie. Zdziczale zwierzeta, przesiakniete nienawiscia do swiata i tych ktorzy ich, odrzucili i zapomnieli. O dziwo, przeżyli i znalezli sobie nowy cel... Snieg juz od dni zalegal na wymeczonej glebie krolestw polnocy, jasnym puchem zakryl krew, lasy i łąki. Śnieżne zamiecie wygnały ptactwo znad pól beznadziejności. Na polach bitew zakrolowaly czworonogi, wilki i psy. I szczury. -Jadhhes juz khhdy shzzczurze mhhso, Zuhhb? - gardło, przebite w conajmniej czterech miejscach bulgotało krwią. Z glębokich dziur sączyła się czerwona, ciepła krew, splywając obficie po jasnej szyi na pokrytą sniegiem ziemię. Siedzący i pochylajacy się nad nim rudowłosy i otyły krasnolud, wydawał się nic sobie nie robić z nędznego stanu towarzysza. Zarośnięty, śmięrdzący, na wpół oszalaly, ubrany w jasne skóry wilków, zarechotal patrząc człowiekowi prosto w oczy. - Jesteś juz trupem, Johann, jesteś martwy. Jak sierżant Doman. Pamiętasz go? - wychrypiał krasnolud. Przez chwilę zdawało się, iz umierający nie odpowie... - Chalczal jak pies, skuhlwesyn... i wołał mamę... - gardło człowieka zabulgotalo przeraźliwie a usta wypluwały za każdym, strasznie zniekształconym słowem, ciemną krew. - Naciełeś go jak świnię, pamiętasz to? Ranny jednak nie odpowiedział, jego oczy zastygły na chwilę nieruchomo. Szare, zimne, osadzone w pokrytej ciemnym zarostem, chudej twarzy mordercy. Wpatrzył się w siedzącego nad nim krasnoluda. - Pamietasz skurwysynu? Naciełes go jak świnie. Zdychał przez Ciebie kawal czasu. Wołal swój dom, chciał do matki, która tam gdzieś na niego czekala - Krasnolud przykucniety nad nim wydawał się cieszyć meką konajacego. - Widzisz gnoju, smierdzący słomą, pierdolony wieśniaku z północnego Aedirn, on tam szczezł dzięki Tobie. Tak samo jak ta rodzina w Fararth, ktorą zarżneliśmy na twoje słowo. - zhdyham jak pies... ja kuhlhwa zghyham. Zhhurp... – człowiek charkotał przez pocharatane gardło. - a wieś Gablanth, którą spaliliśmy dzięki twojemu donosowi, który złożyłeś naczelnemu armii Kaedwen? - naggghrlezalo sie skhhhllwesynom - konający zarechotał a z jego gardła wydobyła się bulgocząca, spieniona krew. - Zdychaj Psie. I tylko psy nad tobą zawyją. W ciemności błysneło krótkie ostrze. Wbiło się w pierś żywego trupa. Powłoka drgnęła, ręce i nogi zatrzepotały na pokrytym krwią sniegu. Ciało zanieruchomiało po chwili. -Tylko psy spiewają psom wojny. - cichym szeptem powtórzył kat. Postać, wstala, rozprostowała swe szerokie bary, przykryte wilczymi skórami. Poryta bliznami twarz zwrociła sie w stronę cichego dowódcy, stojącego nieopodal, pośród drzew ciemnego lasu. - Umarl tak jak powinien, jak szczur. Bez chwały, bez rozgłosu, posród swoich. - Kontynuuj - rzekła krępa i brodata sylwetka dowodcy. Z pomiedzy drzew wylonilly sie kolejne postacie, mijajac cialo po kolei spluwaly na snieg u stop trupa. W przeciągu paru minut cnieboszczyk pozbawiony został rownież broni i podróżnej torby. - Tortuga. - Glos dowódcy zwrocił sie do mijajacej ciało czarnoskórej postaci odzianej w grube skóry, czapkę uszatkę i uzbrojonej w zagięta szablę. Mężczyzna przystanoł oczekując na rozkazy. -Psy zaprowadzą właściciela za śladem, prosto do ciała. Jesli wejdzie w las, tedy jest nasz. Weź Rudobrodego i odetnijcie mu drogę od domostwa. Żywcem weżcie jeśli szansa będzie. Zagrode po cichu weźmiemy dzięki niemu, otworzy nam boczną furtę. Czerwononosy i ja odetniemy mu drogę w głąb lasu. - Szansa będzie. - Powiedział przystojny czarnoskóry mężczyzna zwany Tortugą. W półmroku błysnęły jego białe zęby. Uśmiech bynajmniej nie należał do przyjemnych. Postacie oddalily sie od zakrytego krwia ciala. Gospodarz ruszyl w pole, znalezc rannego, pogryzionego, chcac ugoscic go w swym domu, wynagrodzic mu jakos poniesione szkody. Na pobliskim polu zawył wilk, dziki pies. Poczuł smierć, krew, ruszył wiec zgodnie ze swym instynktem. Gwiaździsta noc zdawała się nie mieć końca...
Kluby na Arkadii: | |
---|---|
Wyznaniowe: Kluby zarządzane przez graczy: |