Tuki

Z ArkadiaWiki
Jump to navigation Jump to search

Tuki Anvareth, elf. Niezwykle barwna i kotrowersyjna postać. Elf z Gór Sinych, Komandos, oficer Najemników. Wzbudzał skrajne emocje. Jest bohaterem wielu ciekawych historyjek i anegdot.


Z pamiętnika oficera

Kronika wojny z Zakonem stworzona przez porucznika Tukiego:

Z pamietnika oficera

W Kompanii nastroje bojowe, kontrakt na ukonczeniu. Bilans strat i zyskow daje powody do zadowolenia. Gorzej z dyscyplina, stare wygi czuja w kosciach, ze zaczynamy rozgladac sie za nowym kontraktem. Zoltodzioby zdazyly juz przesiaknac ta atmosfera, troche szkolen i beda z powodzeniem mogli zastapic tych ktorzy odeszli...


Dzien 0.

Ciemny Staw.

Doszlo do utarczki z rycerstwem. Dyplomacja skonczyla sie na obuchach mlotow. Bywa. Rozkazy byly jasne, jesli dojdzie do walki bedziemy sie bronic. Rycerstwo o tym wiedzialo. Cywila, ktory wzial udzial w walce po ich stronie polecilismy pochowac miejscowemu grabarzowi. I znowu papierowa robota. Dobrze, ze po tylu latach raporty wychodza mi juz odruchowo.


Dzien 1.

Weilerberg, garnizon Czarnego Gryfa.

Kurier to jednak ciezki kawalek chleba. Od kilku dni nie maja chwili wytchnienia. Spia w biegu, jedza w biegu. Wymiana listow trwa. W przerwach narad sztabowych wojsko otrzymuje kolejne rozkazy. Nowa walka wisi w powietrzu. Przybyl meldunek. W Tilei oddzialy rogaczy. Szybka mobilizacja i wymarsz.

I po walce. Roznieslim ich na drzewcach. Kolejne zloto na rachunek Kompanii. Kapitan szykuje zestawienie. Lacznie z tymi wychodzi piec i pol tysiaca w zlocie za ostatnie lata.

Ostatnie listy do rycerstwa poczly. Stanowisko Kompanii jest twarde i jednoznaczne. I dobrze.

Siedze w sztabie z nudow analizujac po raz senty mape. Na schodach tumult. To lacznicy. Meldunki o kolumnie rycerstwa zdarzajacej z Nuln na poludnie. Zarzadzilem ogloszenie gotowosci bojowej. Wiekszosc zolnierzy stoi gotowa w rynsztunku. Ci niedawno wrocili z patrolu. Reszta niespiesznie, zaspana wytacza sie z barakow. Jednego poslalem na zwiad. Zobaczymy czego chce rycerstwo. Z reszta obejmuje posterunek na bramie.


A jednak starcie. Ledwom dowlokl sie do garnizonu. Glowe musi mi opatrzyc medyk, chwila wytchnienia. Oglosilem alarm, wojsko zbierajace sie do tej pory opieszale zrywa sie z przycz. A d'yaebl aep arse! To tyle z tych pieciu i pol tysiaca w zlocie. Mus bedzie wziac to sobie sila.


Dzien ten sam. Pozny wieczor.

No to wrocilismy z tarcza. Pogruchotalim im jednego. Predko mlota na zolnierzy nie uniesie. Straty wlasne: brak. Wojsko wycienczone i zadowolone po krotki apelu poszlo urznac sie w trupa i pospalo sie gdzie kto stal. Jutro beda mieli ciezki dzien.


Dzien 2.

Jak patrze na zolnierzy, to az mi ich zal. Przekrwione oczy, medykowi skonczyly sie ziola na bol glowy. Maja nauczke. Pic to trzeba umiec. Na efekty nie trzeba bylo dlugo czekac. Pogruchotali nam dwoch. Medyk wlasnie ich sklada. Troche ziol, troche magii i beda jak nowonarodzeni. Prawie. Raporty donosza ze w nocy wyrznieto straze. Coz. Rycerstwo wzielo odwet, za tych dwoch na posterunku przed zamkiem. Szkoda tylko, ze wzielo go na zolnierzach z rezerw, oddelegowanych do ochrony garnizonu. Dawno mowilismy pulkownikowi, ze w tych oddzialach powinni sluzyc zolnierze, a nie emeryci. I znowu musze ogladac w garnizonie tego przekletego grabarza. Dorobil sie niezlych pieniedzy na kontrakcie z nami. Dobrze, ze to Kapitan musi szykowac listy do rodzin zabitych.

Lapie ostatnie godziny snu... Dzien sie jeszcze nie skonczyl...

Dzien 2. Pozny wieczor.

Weilerberg, garnizon Czarnego Gryfa.

Kolejny tuzin z kawalkiem w piach. Niech ten cholerny grabarz zejdzie mi z oczu, bo mnie szlag jasny trafi jak slucham o upustach jakie mi daje. Niedlugo na cmentarzu zabraknie miejsca i mus bedzie pod murami garnizonu cmentarz budowac. Kapitanowi poradzilem, zeby zlecil rekrutom przepisanie kilkaset razy formularzy powiadamiajacych o zgonie. Dobrze ze przynajmniej Kompania nie placi odszkodowan. Bobysmy musieli sie najmowac do ochrony przekupek na targu, zeby splacic wszystkie te rodziny. Na szczescie odpowiedz jest jedna: Taki fach...

Wrocily patrole. W okolicy spokoj. Odzyskalismy czesc ekwipunku. Coz. Szabrownik to niebezpieczny zawod. Za tego nie zaplacilismy. Pochowano go na koszt miasteczka. Nastroje bez zmian. Wojsko na zmiane cwiczy i pucuje ekwipunek. Kulke medyk poslkadal. Wrocil mu nawet apetyt. Znow je za caly pluton. Gorzej z sierzantem. Ale konowal zapewnil, ze doprowadzi go do stanu ogolnej uzywalnosci. Dobrze. Nie mozemy tracic w taki sposob zolnierzy. Na krew przyjdzie jeszcze pora.

Zapowiada sie spokojna noc...

Dzien 3.

Sudenland, trakt do Averlandu.

Wymarsz. Ruszamy zwarta kolumna na polnoc. Rutynowy patrol. Senna okolica, z szeregow docieraja niewybredne zarty. Tetent koni. Kurier. Rycerstwo ruszylo! Meldunek jest krotki i niekompletny. Nie ma czasu na rozpoznanie. Zarzadzam odwrot.


Weilerberg, garnizon Czarnego Gryfa

Pelna gotowosc. Jak patrze na tych chlopakow to mi serce rosnie. Stare wygi ze spokojem dobywaja broni. Mlodzi nerwowo przebieraja palcami. Czuja walke. Ani jednego zbednego gestu, ani jednego zbednego slowa. Sa! Zajmujemy posterunek.

Chwila oddechu. Dopadlim jednego! bez ducha wyciagneli go za soba. Bede musial pozniej temu krasnoludowi zlozyc gratulacje. Przeszedl chrzest bojowy i to z pieknym wynikiem! Wracamy na posterunek. Polowa oddzialu ochrony lezy.

To nie beda lekkie walki. Garnizon stracony. Cofneli sie. Ruszamy do kontrnatarcia. Starcie. Mistrz Zakonu lamie szyk rycerstwa wycofujac sie w panice. Z gardel zolnierzy wydobyl sie donosny ryk zwyciestwa.

Garnizon plonie, wycofuje zolnierzy do miasta. Chwila odpoczynku, opatrzenie ran. Wracamy do garnizonu! Sprobujemy go odbic. Uderzamy! Lzej ranni wyciagaja ciezej rannych z pola walki. Tak nie wiele brakowalo. Dwoch naszych pada pod gradem ciosow. Wyciagamy ich. Jeden z mojego plutonu.

Odwrot. Dzis dosc krwi sie polalo. Zbieramy po drodze tych co uszli z pola. Niektorzy wygladaja tragicznie. Wgniecione pancerze, polamane drzewce... Ogien w oczach. Wiedza, ze to nie koniec walk. Wojna jest brutalna.


Bretonia, oboz tymczasowy Czarnego Gryfa.

Odpoczynek. Zolnierze zmeczeni forsownym marszem, z trudem zdejmuja zbroje. Wiekszosc ciezej badz lzej ranna. Jak dobrze, ze mamy uzdrowicieli. Wyliza sie. Musza.


Weilerberg, garnizon Czarnego Gryfa.

Wyznaczone druzyny porzadkuja zgliszcza. Do polnocy nie bedzie ani znaku po tym co tu zaszlo. Zajrzalem do rannych. Bladzi jak plotno. Obaj. Ten z Dies wyglada gorzej. Z ramienia zostala miazga, uzdrowiciele na zmiane nad nim "pracuja". Niedobrze. Da rade utrzymac drzewca. Za kilka dni wroci do walki. Dziekuje uzdrowicielowi za te slowa. Zagladam do swojego. Czarna z przeblyskami siwizny broda posklejana jest zaschnieta krwia. Na glowie opatrunek, niczym turban z Arabii. Dalem rade poruczniku. Dales. Usmiech... troche wymuszony. I o malo nie straciles zycia - dodalem w myslach. Wyzyje. Zostanie blizna. Krasnoludow byle co nie ruszy. Niewielu mlodych zolnierzy moze sie tym poszczycic.


Weilerberg, garnizon Czarnego Gryfa, kwatery oficerskie.

Odrzucam pogieta tarcze w kat. Nie mam sily zdjac kolczugi. Dobrze ze mam pod nia gruba przeszywanice. Na broni kolejne szczerby. Rono bedzie musial sie nia zajac. Padam na lozko, tak jak stoje. Potrzebuje choc kilku godzin odpoczynku... A to dopiero poczatek starc...