Legenda o zbroi starożytnej (książka): Różnice pomiędzy wersjami
Jump to navigation
Jump to search
m (Legenda o zbroi starożytnej przeniesiono do Legenda o zbroi starożytnej (książka)) |
(Kategoria.) |
||
Linia 147: | Linia 147: | ||
( | | | ( | | | ||
\_/_________________________________________________________________/ | \_/_________________________________________________________________/ | ||
+ | |||
+ | [[Kategoria:Książki]] |
Wersja z 22:14, 26 cze 2008
,----------------------------------------------------------------. / \ \ (___\ \ | Ja Ilhard, syn Vermanda, poddany milosciwie panujacego | | Goidemara, krola Temerii, spisuje tu to, com podczas swego | | poslowania u Elfow Straszej Krwii na uszy wlasne slyszal. | | Kazde slowo jest slowem wypowiedzianym przez jedngo z elfich | | Czarodziejow, zwanych przez lud ten aen Saevherne. | | Na przestroge dla nas opowiesc ta przytoczyl, tedy i ja ja | | spisuje, aby nie zaginela, wszelako przydatna byc mogla, | | jesli nadejda terminy takie, ze wiedza ta potrzebna sie | | okaze. | | - o - | | | | "Przed tysiacami lat swiat nie wygladal tak, jak twe oczy | | widza go teraz. | | Nie bylo tych wszystkich barw, nie bylo wschodow i zachodow | | slonca. | | Nie bylo morza i poteznych gor, puszcz rozleglych i zwierzat | | wszelakich. | | Puste przestrzenie zamieszkiwaly cienie nie znajace swiatla | | innego niz zimny blask gwiazd. Czerwony pyl wedrowal z | | jednego kranca pustki na drugi, a podroz kazdemu takiemu | | ziarenku zabierala rowny tysiac lat... | | Dnia pewnego szkarlatne niebo zadrzalo, gwiazdy przybladly | | a przez pustke przetoczyl sie huk podobny do gromu. | | Przestrzen rozwarla sie, zalewajac jalowa kraine zlotym | | blaskiem a na ziemie zstapily dwa bostwa. | | Tak rozne od siebie, jak rozne sa woda i ogien. | | Kazda z nich zalezna byla od drugiej, kazda potezna... Jedna | | przy tym pragnela jeno budowac a druga jeno niszczyc. | | | | Mijaly lat dziesiatki. Bogowie podzieli pusty swiat na | | dwie czesci a kazdy z nich zajal sie praca w swoim | | krolestwie. I tak polowa swiata wzniosla sie wysoko, ku | | odleglej gwiezdzie, znanej nam jako slonce. Druga zas | | pozostala w mrocznej otchlani, spowita w cien, cicha i | | niepokojaco spokojna. | | | | Swiat na gorze zyl. Pojawily sie drzewa, ptactwo i drobna | | zwierzyna... Z kazdym rokiem wiecej kwiatow zakwitalo na | | zielonych lakach, wiecej strumieni obmywalo potezne korzenie | | drzew. Gwiazdy swiecily na blekitnym niebie, zas slonce | | codzien wedrowalo od jednego horyzontu do drugiego, | | ogrzewajac swymi zlotymi promieniami powietrze. Beztroskie | | istotki zwane nimfami biegaly posrod lasow, spiewaly i | | radowaly serce stworzyciela tej krainy. | | | | Na dole zas jedyna rzecza, ktora wyrastala na jalowym pyle | | byla nienawisc. Ilekroc bowiem spojrzal mroczny pan tej | | krainy w gore, tylekroc wpadal we wscieklosc. Ogien | | zazdrosci trawil go od wewnatrz, gdyz on nie potrafil nic | | stworzyc... Wszystko, co spod reki jego wychodzilo, | | zmienialo sie w proch lub ognista lawe. W jednym wszakze byl | | ow bog mistrzem niezrownanym. Kazda zbroja powstala z jego | | magii, byla tak potezna, ze inni niesmiertelni z trudem | | wielkim avatara w nia przybranego pokonac mogli. | | | | Lata mijaly... Mroczny bog karmil sie nienawiscia. Nie | | mogac tworzyc zycia kul dla siebie zbroje i bron, ktora | | zycie znienawidzone niszczyc by mogl. W kazdy drobiazg | | wkladal ogrom pracy, magie tak potezna, ze zaden dzisiejszy | | czarodziej nie moglby sobie jej wyobrazic... | | | | Nadszedl dzien, gdy wszystko bylo gotowe. | | | | Zwarlo sie zlo w walce z dobrem a stawka byla przyszlosc. | | Nasza przyszlosc... | | Polaczyl sie swiat w jedna calosc gdy staneli do boju dwaj | | bogowie bracia. Gory zialy ogniem, otwieraly sie rozpadliny | | siegajace samego serca ziemi. Wody podnosily sie i opadaly, | | zalewajac puszcze i laki. Smierc zbierala zniwo, pragnac | | zgasic wszelkie zycie... | | Zycie jednak nie poddawalo sie. | | | | Trwala ta walka lat rowno sto. | | | | A jeden byl tylko sposob, by wroga swego pokonac. Obaj | | bogowie go znali, jednak zaden nie chcial sie do tego | | uciekac. Az widzac cierpienie poddanych, widzac zniszczenie | | szerzace sie po swiecie nie wytrzymal Pan Dobra i wymowil | | zaklecie, na ktorego uzycie do tej pory nie mogl sie | | odwazyc. Szmaragdowy blask ogarnal obu bogow i tak zwraci w | | ostatnim uscisku znikneli, rozsypujac sie po swiecie w | | miliony drogocennych kamieni. | | | | Swiat powoli otrzasal sie z koszmaru. Drzewa znow | | wypuszczaly pedy a nowi bogowie zaopiekowali sie | | mieszkancami tego skrawka ziemi. | | | | Na miejscu walki bogow zostala jeno zbroja, ktorej nikt | | nie wazyl sie ruszyc. Lezala setki lat, a wokol niej byla | | jeno wypalona ziemia bez zadnej roslinnosci. Pojawili sie | | krasnoludowie, pojawily sie gnomy - ci zajeli sie kuciem | | podziemnych tuneli i wydobywaniem szlachetnych kamieni o | | dziejach ktorych pojecia nie mieli. | | | | Potem przyplynelismy my, czyniac zielone knieje naszym | | domem. Nasi przodkowie dotarli do miejsca, gdzie lezala owa | | zbroja... Przerazeni jednak zlem, ktore od niej | | promieniowalo opuscili czym predzej tamte strony, | | poprzysiegajac nie miec nigdy tam nie wracac. | | | | I pozniej pojawili sie ludzie, twoi przodkowie. Ciekawscy | | i naiwni. Odnalezli zbroje, zabrali ja ze soba niczym cenne | | trofeum... Glupcy. Gdzie dzis ona, tego nie wiem. Wiem jeno, | | ze chociaz zakleta w niej jest zaledwie odrobina pierwotnej | | potegi, to jednak... Wciaz jest na wskros zla i wciaz | | wypacza mysli noszacej ja osoby, kierujac ku mrocznej | | sciezce, palac dusze ogniem nienawisci... | | | | Zapamietaj zatem to, co ci o zbroi onej powiem, przekaz to | | swemu wladcy i jesli kiedykolwiek wpadnie ona w wasze | | rece - zniszczcie ja, nie baczac na jej piekno. | | | | Kazdy, kto zbroje ta nosi, poddany jest przez nia probom | | wszelakim. I jedynie ten, ktory przejdzie je pomyslnie moze | | bez obaw walczyc w tym pancerzu... Jesli zas nie | | przejdzie... Tedy smierc po niego moze wyciagnac swe rece. | | Strzezcie sie, albowiem kazdy kto ja nosi, chociazby i | | zdjal, na zawsze pod urokiem tym moze pozostac, zawsze juz | | krew niewinnych przelewac... A zla magia mu w tym pomoze, | | zywiac sie nienawiscia i lzami, rosnac w sile... | | | | Jesli sie nie opamietacie, jesli jej nie zniszczycie... | | Nadejda sadne dni, czarna powodz zaleje was z poludnia, | | zmiecie wszystko po drodze. Jedni pojda w niewole, inni w | | mekach konac beda. Nadejdzie czas zlowrogi, czas mroczny... | | A potem nastapi koniec znanego nam stanu rzeczy. | | | | Wez tedy do siebie me slowa czlowieku. Zanies je swemu | | panu, gdyz jest jeszcze czas, by karty przyszlosci odwrocic. | | Jeno powsciagnijcie swe zadze i pragnienie potegi... | | Zniszczcie ten starozytny artefakt lub nam go oddajcie." | | | | - o - | | | | Krol moj wysluchal calej tej historii, smiechem ja na | | koniec skwitowal. Ja jednak wierze w te slowa. W tajemnicy | | legende ta spisuje i w bibliotece ostawiam, gdyz inaczej | | spokoju bym nie zaznal... A ze stary juz jestem, krotko mi | | juz przyjdzie powietrzem tym dychac, przeto mam nadzieje, | | iz ktos mlody to kiedys odczyta i wezmie sobie do serca. | | | | Ilhard Coverne z Wyzimy | ___| syn Vermanda | ( | | \_/_________________________________________________________________/