Almir: Różnice pomiędzy wersjami
m |
m |
||
(Nie pokazano 1 pośredniej wersji utworzonej przez tego samego użytkownika) | |||
Linia 1: | Linia 1: | ||
− | '''Almir''', jednooki muskularny ogr, wieloletni herszt [[Ogrza Kompania|Ogrzej Kompanii]]. Aktywnie i nieszablonowo odgrywana postać [[Ogr|ogra]]. | + | '''Almir''', jednooki muskularny ogr, wieloletni herszt [[Ogrza Kompania|Ogrzej Kompanii]]. Aktywnie i nieszablonowo odgrywana postać [[Ogr|ogra]]. |
+ | |||
+ | Na Arkadii od 8 stycznia 1998 roku. Obecnie postać nie istnieje. | ||
== Logi == | == Logi == |
Aktualna wersja na dzień 20:50, 27 mar 2011
Almir, jednooki muskularny ogr, wieloletni herszt Ogrzej Kompanii. Aktywnie i nieszablonowo odgrywana postać ogra.
Na Arkadii od 8 stycznia 1998 roku. Obecnie postać nie istnieje.
Logi
(ogr do gnoma)
Almir mowi do Tabularixa: Ty, nie zimno ci w guowe? Bo mi wieje po kolanach
Wybrane notki z tablic
Czytasz dwudziesta czwarta notke. chaos - szmaos Rolph 13 12 XI Tak, tak A wredni sklepikarze oszukuja biednych interesantow Silni bija slabych, a slabi bija kroliki pod Novigradem Dziewki wszteczne oddaja sie za marny grosz Ksiazeta bija sie miedzy soba A moze bogowie Chaosu to tacy ksiazeta? Swiat rzeczywiscie jest hcaosem, szczegolnie kiedy sie czlowiek napije Wtedy nawet to co mowi, zaczyna byc chaotyczne Jeszcze jeden dowod na to, ze Chaos zwyciezy Ani chybi ale zapisywanie na ten temat calej tablicy to dziecinada prawie tak wielka jak brzuch ogra A w takim brzuchu tez panuje chaos... Czytasz dwudziesta siodma notke. Rolphu Almir 5 16 XI Moja chymptnie pomoze w filozofowaniu uo brzuchu uogra, znacy siem pokaze tfojej od srodka. Hrempf Almir
Czytasz dwudziesta dziewiata notke. O szyszkach slow kilka. Eleo 5 21 XII Wszystkie szyszki sa takie same. Maja waskie lapy, waskie dupy i do wszystkiego sie wpieprzaja. A doprosic sie wejscia tam do ich lasu. Jasny pieron. Szybciej bym byla w Ogrzej Kompanii... Takie jest zycie gnomow i innych nieszyszkow. Czytasz trzydziesta notke. Eleo Almir 2 21 XII Zaiste szybciej, jako danie glowne. Almir Wyrwidab, Herszt Kompanii
Czytasz dwudziesta piata notke. Krojchoffyn. Almir 6 7 III Na mocy wyzej napackanej umowy Kroichoffen zostalo dzisiaj sfajcone chlopy zatlucone a baby wychemdozone. Uozesz jak jo za tym tesknilem! Niech krew dalej plynie tymi uliczkami! Almir Czytasz dwudziesta szosta notke. Rzez Krwin 6 7 III Takiej rzezi oczy moje jeszcze nie widzialy... Gdyby nie ufnosc w madrosc Kreve, ktora to daje mi pewnosc ze winni tej masakry zaplaca za nia, i kazda przelana przez nich krople krwi, beda mieli okazje odpokutowac w mekach, to co dzis ujrzalem nie dalo by mi spac spokojnie. Na szczescie jednak kara jest tylko kwestia czasu... Krwin Raupenneck, herbu Oginiec. Czytasz dwudziesta siodma notke. Krwin Almir 3 8 III Jesli tomta zrobila wrazenie, to zaluj zes nie widzial dzisiejszej! Herszta
Tfórczość
Tajemnica znikajacych elfow – Almir
Pewnego, pogodnego dnia w sercu Lorenskiego lasu.
— Tutaj dzieciol dziuple ma!
— Hopsa sa! Hopsa sa!
— Tutaj grzybek, albo dwa!
— Hopsa sa! Hopsa sa!
Radosnie podspiewujac i wymachujac koszyczkiem, elf Bonifacy „hopsasal” sobie poprzez gestwine lasu Loren, jak to czynilo wiele elfow w jego wieku. Zbieranie szyszek bylo dla nich nie tylko przyjemnoscia, ze swiezych szyszek robiono wino, pieczenie, ciasta, a z tych suchych amulety, bizuterie i ozdoby. Bo Lesne Elfy kochaly szyszki, mozna stwierdzic nawet, ze stanowily one podstawe ich egzystencji. Moglbym miec cale bogactwo swiata i rzadzic welkimi krajami, ale bylbym nikim, gdybym szyszek nie mial, mawial Platfusus, wielki elficki filozof. Bonifacy z usmiechem od ucha do ucha przeczesywal lesna sciolke w poszukiwaniu najbardziej dorodnych szyszek, ktore po krotkim obwachaniu trafialy do koszyka.
— Ojejku jej! Jaki milusiuniunienki zwierzaczek! Chodz tiutaj dio tatiusia! Puci puci!
Stary skunks z przerazeniem spostrzegl, iz zostal zauwazony, zadarl mocno ogon szykujac sie do obrony.
— Tititi! Chodz tatus da ci buzi! – Widok zblizajacego sie z rozlozonymi rekami elfa sprawil ze nerwy skunksa puscily, wydajac pelne przerazenia piski zwierze rzucilo sie do ucieczki.
— Pfff... – Prychnal urazony Bonifacy, ze zloscia machajac reka. Szybko jednak zapomnial o zalu, gdy jego wzrok utkwil na pieknej, zielonej szyszce, lezacej wsrod korzeni starego debu. W kilku podskokach elf znalazl sie przy wspanialej zdobyczy. Z radoscia ujal ja w reke, podniosl i... zniknal.
— To juz dwudziesty w tym tygodniu! – Dowodca Tancerzy Wojny, Benek Hoody nerwowo chodzil wokol tronu.
— Znowu zadnych sladow? – Marszalek Zelislaw podniosl zatroskana twarz.
— Nic! Tylko buty po nim zostaly! A dookola pustka, zadnej krwi, zadnych zlamanych galezi! To musial byc bog albo demon! – Wykrzyczal Benek, czerwieniejac na twarzy i zapluwajac wszystko wokol, wlacznie z wlasna broda.
— To straszne, coz mam czynic? Co mam uczynic na Adamnana? – Zawyl Marszalek, wycierajac chusteczka sline z czola.
— Musisz panie zakazac wypraw po szyszki! To konieczne! – Krzyknal Tancerz Wojny, a Marszalek Zelislaw przezornie zaslonil twarz rekawem.
— Nie ma mowy! – Oburzyl sie Zelislaw - Co my zrobimy bez szyszek? Jest lato, nie mamy zapasow!
— Daj mi panie oddzial! Bog czy demon, odnajde go i pozna straszliwa zemste moich mieczy! Ja go... ja go... - Sluzebna elfka podala duszacemu sie ze zlosci Benkowi puchar. – Ja go... na plasterki! – Skonczyl tancerz odstawiajac puchar.
Marszalek Zelislaw zamyslil sie przez chwile, po czym zgodzil sie niepewnym skinienem glowy.
— To juz trzeci dzien i nic... trzy dni przeczesujemy las i nic nie znalazlem. – Umalowany w barwy wojenne Benek Hoody stal w srodku lasu, zaciskajac piesci w bezsilnym zalu. – Moze ta bestia porywa tylko tych ktorzy zbieraja szyszki? - Zapytal sam siebie, wbijajac wzrok w piekna, zielona szyszke lezaca opodal mlodego buka.
— Moze... – Schylil sie chwytajac szyszke i... wtedy to sie stalo. Ziemia oderwala mu sie od stop i z olbrzymia predkoscia wzniosl sie w gore. Przerazony a zarazem podekscytowany Benek zdal sobie sprawe, ze oto wkrotce pozna rozwiazanie tajemnicy znikajacych elfow. Zalzawionymi oczami spojrzal w gore, gdzie ujrzal w oddali gorski taras i siedzace na jego krawedzi dwie humanoidalne sylwetki, obraz przyblizal sie blyskawicznie.
— Anioly... – pomyslal Benek zanim poczul potezne uderzenie w glowe i zasnal na wieki.
— Nu nu, dobro dzis biorom! – Skomentowal tlusty ogr, rzucajac martwego elfa na pokazna kupke elfich cial.
— Pewno, po dyszczu zowse dobro biorom! Byndzi wyzera! – Potwierdzil szczerbaty ogr przywiazujac sliczna szyszke do liny i zarzucajac ja hen w gaszcz Lorenskiego lasu.