Kupiec Ader Tom I (książka)
Jump to navigation
Jump to search
Moja historia, czyli obecnego Mistrza Cechu... Urodzilem sie daleko stad, to znaczy daleko od Novigradu. Urodzilem sie na polnocy, w krainie bagien. Od pokolen moj lud nie mial kontaktu ze swiatem zewnetrznym i to bylo dla nas dobre. Zylismy odcieci od swiata, wiec zadne zlo swiata do nas nie dotarlo. Bagna bronily mas od wiekow Zylismy zgodnie z prawami ustalonymi przez Pania Bagien, zylismy szczesliwi... Jednak kiedys podczas odwiedzin u przyjaciela mego ojca w moje wszedobylskie rece wpadla mapa... mapa nie znanego mi swiata. To oznaczalo dla mnie zmiany, wielkie zmiany. Zapragnalem zwiedzic ten Obcy swiat. Oczywiscie nikt mych checi nie popieral, no prawie nikt. Od wiekow nikt nie opuscil tych terenow... W jakis czas po tym, jak zobaczylem mape, przyjaciel mojego ojca dal mi bron - miecz. Dziwna to byla bron, niebywale ostra, ale do polowania sie nie nadawala. Na moje opinie przyjaciel zasmial sie lekko, a jego wyjasnienie nie tyle zadziwilo mnie, co przerazilo, bron ta sluzyla do zabijania ludzi. Opowiedzial mi jak ta dziwna bron dotarla do naszej osady. Zapamietalem z niej jedno: nikt Obcy zywy z bagien nie wyjdzie, jesli juz na nie wszedl uzbrojony. Miecz mial ponoc 200 lat, a moja podroz poza granice byla dobra okazja do wyniesienia go poza bagna. Pod okiem przyjaciela mego ojca potajemnie uczylem sie poslugiwania ta bronia. Nie pytalem gdzie on sie tego nauczyl, wolalem nie wiedziec. Pewnego dnia powiedzial, ze wiecej nauk nie bedzie. Zawinal miecz w stare plotno i dal mi je mowiac: Jesli kiedykolwiek bedziesz musial uzyc tej broni pamietaj o jednym, traktuj przeciwnika nie jak czlowieka, lecz jak zwierze, inaczej nigdy go nie pokonasz. Nie masz we krwi przemocy, jak zreszta kazdy z nas. Ale masz w sobie Ducha Bagien, on pomorze ci przetrwac... W jakis czas potem osiagnalem wiek, w ktorym moglem sam decydowac o swoim losie. Pozegnalem wszystkich i tuz po zachodzie slonca wskoczylem w mala lodke i poplynalem na poludniowy zachod, w kierunku na mapie zwanym Pierwsza Ludzka Osada. Po jakis dwu tygodniach dotarlem do granicy bagien. To znaczy bagna ciagnely sie nadal, ale czulem, ze wykraczam poza obszar na ktorym wladala Pani Bagien. Przeczucie mnie nie mylilo. Noca rozpetala sie straszliwa burza. Woda lala sie z nieba strumieniami. Lodka zatonela blyskawicznie. A ja w chwile po niej. Zimny dotyk smierci wyprowadzil mnie z odretwienia. Nie, to nie dotyk smierci, lecz ostrza miecza. Otworzylem oczy. Kilka dziwnych postaci otaczalo mnie, przypominali ludzi, lecz z pewnoscia nimi nie byli. Sprawiali wrazenie rozbawionych. Jeden z nich wreczyl mi moj miecz. Rozstapili sie, po czym zaatakowali. Przez chwile mialem nadzieje ze przezyje, ale tylko przez chwile. Udawalo mi sie calkiem zrecznie unikac ich ciosow, lecz moj miecz odbijal sie od ich cial. Nie bylem w stanie ich zranic. Czego nie mozna bylo powiedziec o nich. Po ktoryms z rzedu ciosie padlem na piach. Lezalem nieruchomo... Jednak nie moglem zginac na ladzie. Musialem zlozyc me cialo w ofierze Pani Bagien. Z trudem podnioslem sie i ruszylem co sil w strone wody. Dopadli mnie gdy bylem w niej po kolana. Poczulem przeszywajacy bol i woda mnie pochlonela. Smierc byla inna niz Ja sobie wyobrazalem. Czulem wiezy ciala. Czulem sie wiezniem, a ponoc smierc przynosila wolnosc... Po wielu wysilkach w koncu udalo mi sie otworzyc oczy. Byla noc, lezalem przy ognisku. Ktos siedzial kolo mnie i bacznie mi sie przygladal. Mial skore jak ci, co mnie napadli, lecz nie byl jednym z nich. Wygladal inaczej. Spotkanie to mialo miejsce dawno temu i nie pamietam juz szczegolow. Istota ta zaopiekowala sie mna. To co uznalem za skore, okazalo sie wytworem techniki, byla to po prostu zbroja. Teraz wspomnienie to budzi u mnie usmiech na twarzy, ale wtedy slowo ZBROJA brzmialo co najmniej jak magiczna formula. W pozniejszych podrozach spotkalem podobne istoty do tych, co mnie tak przyjaznie powitaly u progu nowego swiata, zwaly sie one Skavenami, ale teraz, po latach, jestem przekonany, ze ci co mnie napadli, byli ludzmi ubranymi w skavenskie zbroje. Ale wroce do historii by nie pogubic chronologii wydarzen. Istota ktora ujrzalem przy ognisku wskazala mi droge do najwiekszego miasta jakie bylo w moim zasiegu. Miasto owo to byl Novigrad. Imie owej Istoty zawarlem w jednej z moich ksiag, jednak moj obecny stan nie pozwala mi na dokladne jej odczytanie, a nie chce znieksztalcic Imienia kogos, kto uratowal mi zycie. Na droge otrzymalem troche suszonego miesa i dwie sztuki zbroi. Jakim cudem dotarlem do Novigradu, nie mam pojecia. Po drodze nie spotkalem nikogo. Zgodnie z moimi obliczeniami powinienem wyladowac na polnoc od Daevon. Ale ja w kilka dni po pozegnaniu sie z mym wybawca trafilem na brzeg wielkiej slonej wody, znaczy sie oceanu. A po jakims czasie trafilem do bram miasta. Bylo jak dla mnie, czlowieka z malej osady, przeogromne. Mieszkancami byli ludzie, jednak spotkalem tam przedstawicieli innych ras. Zbroje sprzedalem za woreczek brzeczacych krazkow, znaczy sie monet , ktore z kolei wydalem na treningi walki i umiejetnosc targowania sie. Wypuszczalem sie coraz dalej od Novigradu. Polowalem, probowalem handlowac. Kiedys w okolicach siola Anchor spotkalem kupca o dzwiecznym imieniu Tulip. To on pomogl dostac mi sie do Cechu Kupcow. Zaczynalem w ciezkich czasach. W cechu powitano mnie radosnie, bylem chyba czwartym z przyjetych. Nie mielismy w owym czasie Mistrza, nie bylo nawet Rady. Cech dopiero powstawal, a ja mialem przyjemnosc w tym uczestniczyc. Po kilku miesiacach, gdy w Cechu mozna juz bylo kogos spotkac wylonila sie Rada, a na jej czele stanal Reh. O ile mnie pamiec nie myli do Rady nalezal Gargar i Zaphod. Jednak we mnie cos sie zmienilo. Wiele podrozowalem, poznalem wielu znamienitych przedstawicieli roznych ras. Wiekszosc z nich, juz niestety, opuscila ten swiat, badz tez wstapila do krainy niesmiertelnych. Czesc z tych, ktorych spotkalem w poczatkach mego pobytu piastuja obecnie wysokie stanowiska w roznych organizacjach... Wiele sie we mnie zmienilo. Swiat ten byl inny od tego jaki znalem. Rzadzily nim inne prawa. Bogowie siedzieli wysoko i zbytnio nie przejmowali sie losem swych wiernych. Smierc byla na kazdym kroku. Zabic jest trudno, ale tylko za pierwszym razem. Zapomnialem o moim swiecie i naukach jakie tam pobieralem. Wraz z dwoma ludzmi stworzylismy mala druzynke. Imion ich nie wymienie, gdyz sa teraz szanowanymi obywatelami, a jeden z nich przeniosl sie na stale za ocean. Jednak wtedy nie bylo dla nas swietosci. Miecz w rece i piwo na lawie to bylo dla nas wszystko, co bylo nam potrzebne... ale do tego trza pieniedzy... a od siedzenia zlota nie daja... Bylem w owym czasie posrednikiem handlu zbrojami, a jako posrednik naprawde nie mozna bylo w owym czasie zarobic na codzienne pijatyki. Latwiej bylo wziac te zloto od kogos. Gdy w koncu zmadrzalem wladze kilku miast wystawily za moja glowe nagrody. Na szczescie Cech mnie wybronil. Pamietam kilka wojen jakie przetoczyly sie przez Novigrad. Pierwsza i najbardziej krwawa wybuchla w jakies dwa lata po moim wstapieniu do Stowarzyszenia... Gwardia byla zdezorientowana i tylko sie przygladala. A krew plynela ulicami, krew elfow, krasnoludow, ogrow i ludzi. O co sie bilismy? Juz nie pamietam. Ponoc jakis kupiec obrazil kogos tam, tamten mial przyjaciol i tak sie zaczelo. Kto ten spor zazegnal, nie pamietam. Pewnego dnia, w okolo szesc lat od mego przybycia do Novigradu. bedac w Gorach Mahakamu w rece wpadl mi golab pocztowy, ale nie byl to zwykly ptak... pochodzil z polnocy... Wiadomosc jaka mi doniosl, zwalila mnie z nog. Gdy sie podnioslem, co sil ruszylem do Novigradu. Spakowalem niezbedny ekwipunek. Pozegnalem sie z przyjaciolmi i ruszylem na polnoc. Moj ojciec byl ciezko chory i wzywal mnie. Wzialem tez miecz, nie wiem czemu, ale jednak wzialem. Po wielu trudach dotarlem do Pierwszej Ludzkiej Osady na poludnie od bagien. Zaplacilem za lodz i wyruszylem. Po okolo tygodniu dotarlem do granicy i przekroczylem ja... i to byl moj koniec. Pani Bagien nie toleruje broni na swym terenie, a ja zlamalem to prawo. I ponioslem kare. Pani odebrala mi cialo, lecz nie ukoila ducha i jako demona rzucila mnie na Bagna. Jednak dotarlem do mej rodzinnej osady, lecz za pozno. Ludzie mnie nie widzieli, tylko zwierzeta dziwnie krecily glowami gdy przechodzilem w poblizu. Przybylem za pozno, jednak Oni nie mieli sie o tym dowiedziec. Moje proby dotarcia do ich mysli konczyly sie tylko ich krzykiem. Bylem dla nich tylko nocnym koszmarem, wiec odszedlem. Wedrowalem po ziemi moich przodkow. Wedrowalem tak przez wiecznosc. Odwiedzilem chyba wszystkie osady ludzi bagien. Pewnego slonecznego poranka stanalem na brzegu slonego jeziora. Bylo piekne i postanowilem pozostac tam... Wspomnienia bolaly, wiec zapomi nalem i gdy zapomnialem juz prawie wszystko zjawila sie Ona, Pani Slonego Jeziora, siostra Pani Bagien. Bogowie ludzi z bagien sa wymagajacy, troskliwi, ale i nie wybaczaja... Pani Jeziora przywrocila mi pamiec, nie wiem czy z litosci, czy z .... Jej dlon dotknela mej skroni, skroni demona i swiat zawirowal. Ujrzalem moje cialo... bylo nienaruszone, spoczywalo tam, gdzie Pani Bagien uwalnia z cial dusze. I wtedy poczulem silny bol, nie sadzilem ze mozna czuc to co czulem, nie byl to bol ciala, lecz bol umyslu. Poznalem swa przeszlosc! I nie wierzylem, ze mogla byc moja. Kiedys pod gora Carbon slyszalem o reinkarnacji, ale to tu w nia uwierzylem. I zwrocono mi cialo, ale nie zabrano pamieci, pamieci ubieglych zyc... Ocknalem sie na brzegu morza, w oddali majaczyly wieze Novigradu... A w glowie huczala tylko jedna , nie moja, natretna mysl : "Powrocisz, gdy swiat ten zwiedzisz!" A gdy w duchu zaakceptowalem ja, ucichla... Od mego wyjazdy uplynelo prawie trzy lata... W cechu praktycznie mnie nie poznano. Wygladalem inaczej i zachowywalem sie inaczej. Zajalem sie powaznie handlem i w szybkim czasie stalem sie hurtownikiem. Zalozylem bank. Nadal zwiedzalem swiat i bylem juz naprawde doswiadczonym podroznikiem gdy na trakcie laczacym Novigrad z Mariborem i Mahakamem natknalem sie na mloda elfke... powrocisz... Odegnalem te mysl, ta elfka byla piekna... Zagadnela mnie o prace. Przedstawila sie. Pytanie nie zdziwilo mnie, ostatnimi czasy wielu pracy u mnie szukalo. Byla mloda i nie doswiadczona, ale szybko sie uczyla. Pomoglem odnalezc jej pewnego bankiera, takiego jednego naciagacza, miala jakas przesylke dla niego. Z czasem spotykalismy sie coraz czesciej. A ja sie zakochalem. Coz, nawet kupcowi moze sie to przydarzyc. Aliah byla, i jest nadal, kobieta niezalezna, woli jak ja, zdobywac wszystko wlasna praca. W jakis rok od naszego spotkania, bylismy na wyprawie w jaskiniach goblinow i wtedy dotarlo do mnie, ze zwiedzilem caly swiat, ze bylem wszedzie, gdzie tylko moglem byc. Gdy juz opuszczalismy korytarze pod gora Carbon, przyznala mi sie, ze rowniez mnie kocha... O malo nie oszalalem ze szczescia... powrocisz!... Zignorowalem te mysl, ale ta z kazdym dniem powracala z coraz wieksza sila. Nie chcialem wracac, nie teraz gdy w koncu bylem szczesliwy. Gdy zwiedzilem caly swiat, gdy dorobilem sie tytulu potentata, gdy wreszcie ktos mial mnie pokochac mialem wrocic? Zdusilem te mysl. Zostalem. Jednak w jakis czas po tym, wielcy magowie oczyscili trak do Mariboru ze zlych sil i otwarli droge do Lasu Driad... Mroznym rankiem obudzil mnie silny glos, mowiacy, ze mam udac do owego lasu, nad zamarzniete jezioro... Zebralem mala druzyne i wyruszylismy. Tym razem nie moglem juz nie sluchac glosu... Nad zamarznietym jeziorem natknelismy sie na rusalke, a przynajmniej wszyscy byli przekonani, ze to byla rusalka. Oczarowala mnie i zabrala pod wode. Tam przemienila sie i ujrzalem Pania Bagien... przybyla po mnie... Przypomniala mi, ze obiecalem wrocic, gdy zwiedze ten swiat. Nie zdolalem Jej przekonac, ze jeszcze nie czas na mnie.... Probowalem uciec, bez rezultatu. Na tym terenie Pani Bagien nie miala pelnej wladzy, tutaj smierci mozna sie bylo wykupic. Zapalala gniewem, nie mogla mnie zabrac, wiec zabrala mi wzrok, abym juz nigdy nie trafil do ziemi przodkow... Pogodzilem sie z tym, taka jest cena wolnosci. Wydawalo mi sie, ze mozna umknac przeznaczeniu... Nie udalo sie. Teraz za to mam duzo czasu. Mam czas dla Aliah, mam czas dla Cechu, tu nadal potrzebuja mej wiedzy... Kilka dni temu odszedl Mistrz Gargar, od szedl do Krainy Wiecznego Zysku. Dlatego tez postanowilem spisac me dzieje, po Wielkim Mistrzu, ktory przeprowadzil nas przez Wojne z Wiewiorkami, nie wiele zostalo sladu w naszej Bibliotece, a szkoda, wielka szkoda. Gdy przyjdzie i na mnie czas, chce aby cos po mnie zostalo, gdyz pamiec jest ulotna. Wiele czasu zajelo mi tlumaczenie, ze nie chce, by ktos szukal dla mych oczu ratunku... To jest kara... I jesli Pani Bagien, uzna to za wlasciwe, zwroci mi wzrok... Ale przyzwyczailem sie juz. Nie pisalem tu o wyprawach w jakich uczestniczylem, nie pisalem o walkach z uzurpatorem Chappellem, nie pisalem o konfliktach z wyznawcami wiecznego ognia, gdyz o tym napisza moze historycy, moze... Chce tylko powiedziec, ze cale me zycie oddalem Stowarzyszeniu Kupcow z Novigradu i, ze nie zaluje. Gdybym mial zyc jeszcze raz... Byla to historia Mistrza Adera ( od przybycia do Novigradu do zostania Radnym )