Eleonora

Z ArkadiaWiki
Jump to navigation Jump to search

Eleonora Schactschneider - bezzebna leciwa staruszka, żebraczka, na stare lata zmuszona prosić o pomoc na jedzenie, i wymarzony komplet sztucznego uzębienia. Swe własne, nagryzione (nomen omen) zębem czasu straciła ponoć już dawno, sama twierdziła zawsze (posługując się wyjątkowo szeleszczącym słownictwem) że "Ten wszeteczny oszuszt, Radgaszt, pewnikiem je szpszedał i kupił winiaka, psiszyn!". Ze wspomnianym była zresztą niejako związana, nazywał ją "Babką". Nikt tak naprawdę nie wiedział ile ma lat, ale mogła by być matką Radgasta ("Choczasz nie byłam asz tak szpetna ża młodu, szebym muszała szpłodzić taka szkarade, szynku"). Graczom spotykanym na swej drodze znana z tego, że by spożyć jakikolwiek inny niż płynny posiłek, wyciągała z zanadrza garść (dosłownie!) zębów (niewiadomego pochodzenia) i wkładała je do ust, by moc rozkoszować sie przeżuwaniem.

Obecnie postać nie istnieje.

Nekrolog Babki:

Czytasz czterdziesta dziewiata notke.
Ku PaMiECi...                                      Radgast      24 V 2019

/ Do tablicy przybito krzywym gwozdziem miseczke zebracza
i kawalek konopnego sznura do ktorego jest przywiazana sztuczna
szczeka. Obok wisi dlugi postrzepiony pergamin spisany czarnym
inkaustem. /

LudziSka i NieluDziSka, piekArzE, szEwcy, kupCy, bankierzY, rolnicy
kuchArze i Tragarze... Ale nade wszyStko biEdaCy. ZEBRACY.
MiAlEm SEN! WiDziALEm smiErc. Na wysYpIsKU smiEci W oXENFUrCIE BAbkA goNilA Czarnego
KoTa. AlboWiEm ten poChwycil SztuCzna SzcZEkE, ktOra BABKA znAlAZlA tam wczEsniej.
CZaRny koT polEciaL do BArYlY, a bAbka za niM. PEch chCial, Ze babkA sie poSlizgnelA na SzczYnach
i polEciaAla prosto do SciEku. JakiS CZAs temu zNalEzioNe pAre gnAtoW, czASzKe
i miSeczkE zebraCza z wyrytA iNskRypcyjA BAbBkA E. ReSzte zezarLy scierwojAdy.
CoZ moGe rzEC... WszYscy z DziElniCy BiedOty i ZloDziEjSkiEj BABkE znali.
Ja SaM jA doBrzE znAlEm. ZdziwiLaBy siE jaK doBrze. RZEcz miAla swoJ poCzAteK 
w zamiErzChlEj pRzeszLoSci. AlBoWiEm Bylo to tak:
PEwNego razu jAko NiEbyWalE spRYtNy i pRzYstojny junAk, ale miERzAcy siE z poDlym
loSem, uDalEm siE do DalEkiEgo NulNa, za CHlEbEm i pRZygoDa.
TAm w pEwNnEj KaRczmie, poDczAs pArTyjki gry W koSci PoznalEm pEwnEgo KSiEcia.
ByLiSmy w podoBnym wiEku. Ot dwoCh chwAtoW, z roZnych SwiAtow.
PoD koNiEc Gry, gdy siE rACZyliSmy WspoLniE ziMnA goRzAlEczkA, ZaloZylismy sie.
MiEliSmy ZAmiEniC siE szatAmi i ZyWoTami. I miAlo to trwaC pRzez TydzieN.
Kto WytrzyMa, tEn... Ja miAlem bYC boGaTy. A KsiAZe doSTAC spEcjAlNa kArtE
odE mniE na WejSciE do JedyNego w Pelni ElytaRnEgo lokAlu z choZymi dziEwkAmi.
MoZna Tam tEz bylo zaZnaC niEspoTykAnych gdziE iNdziej prZyjEmnoSci.
No Ale mniEjsza o To.
No i ZaZnaLem ZyciA czLeKa doBrze uroDzoNego, z WyZszYch SFEr.
Lub jAk kto woli NaDeTEgo KuTaFoNa. No WiEc poSzEdlEm roBiC wrAzEniE na LuDziSkAch
DalEj niE zapoMiNalEm o BiEdoCie. RoZdAwaLem piEniAdz (od kSieCia) uboGiM siEroTom,
daWalEm Datki na SwiAtynie, hojnE napiwki dziEWkoM sluZebnym i KaRczMaRzoM.
I wtEdy jA zoBaCzyLEm. PiErWszy RAz. Jak zamiAtalA gaNEk, uboGiej GarkuChni,
ktoRa bylA w NulNie pRzed lAty, a zwalA siE "RoZkoSze PoDniEbiEnia".
TeRa jEst tam SlYnna na cAle miAsto plackArnia.
ByLa NadoBna, rumiAna i miAla kRaglA dupeCzkE i InszE waloRa.
ZnaCzy siE dziEwkA, nie GarkuChniA. I wtEdy To PoCzulEm. 
ZnaciE to prZyjEmnE mRoWiEnie W lEdzwiAch, junAki? To bylo wlAsniE
to. No WiEc poDszEdlEm energiCznym kRokiEm do dziEWczEcia, klEpNalem w TylEczek,
A gdy na mniE spoJrzAla duzymi, wytrzESzczoNymi oCzetami, zdjAlEm BerEt, ukloNilem sie
dwoRnie jak na ksieciA prZystalo, zamiAtajaC przy tym deski Ganku, PioREm 
z duPy kuroliSzka. I zwroCilEm siE do niEj tymi poEtyckiMi Slowami:
"Jam kSiAZe pRAwdziWy, a Twoj TylEk nieZwykle urodziWy. SkoRo mAsz dupCie jaK
mArzeniE, choDzmy w te peDy na WspoLNe chEdoZenie."
I ta chwila trwAla wiEcznie... NajpiErw zdziElilA mniE mioTlA w lEb, a poTem...
pRAWym siErpoWym poDbilA mi oko. Jak siE poZniej doWiedziAlem jEj stAruszek byL
SlYnnYm na caly groD piEsciArzEm. PonoC nikT z takA grAcjA nie pAdal Na Deski, jak on.
No ale wrAcajAc do RzeCzy... Jako ze dziEwcze bylo nad wyrAz tEmpErameNte koNcem
koNcoW spEdziliSmy dlugie chwilE na StrySzku KArczmy, W chlEwiku, w koMoRce jEj ojca,
na juZ znAnym ganku kArczmy, w StodolE za miAstem, na moSciE na rZEce Reik i...
na TylAch swiAtynni VereNy. To BylY nieZApoMniAne chwilE.
PrZedoStatniEgo dnia tygoDnia umoWiliSmy sie na oStatnia noC w poRcie.
MiAlEm jA zaBraC stAtkiEm do SwojEgo Kraju, gdziE bEdziemy zyc w doStatku i radoSci.
Nie PojAwilEm siE. Czy zAluje?
NiE, dziSiaj bYm poStapil Tak samo. AlboWiEm...
A ZapoMniAlbYm DziEwkA sie NaZywaLa ElonoRa SnAchsznaiDer. Bylo to bArdzo miloSne
dziEwczEcie, ale juzEm chYba o Tym wspominAl.
WracajAc, alBoWiEm: BylEm umowioNy na Uczte z BAroNoWne De Lee... a jAkos taM,
nie pAmiETAm. A miAly bYc piEczoNe bAzaNty, PRoSiEta, PASzTEty, mioD, wiNiAki i tAkie
taM... NaDto trza bylo MYslEC o PrzysZLoSci. JaK wiDziTa niE moGlEm oDmoWiC,
tak juZe wiDaC chciAl Los.
No i Bylo To WszYstko i ZnAczniE wiECej. Pod koNiEc uCzty pAniSka ZaczElY...
ten tego... ZnaCzy nie, nie teN teGo,... chce napiSac ze zacZEli jEden po DrugiM pAdac
na sTol albo pod Stol, bez zycia. Po cZasiE trAfilo do MniE ze wiNiAki i mioDzik muSialY byc
zatruTe.
I ZoSTaLiSmy pRzy stolE tylko BaRnoWna i Ja. No i SluZba.
ZASTAnawiAcie siE jak to moZliWe ze pRZEzYlEm? UdawalEm moZe ze pije?
NiC podoBnEgo! PileM za dziESiEciu! A jAdlEm za dwunAstu!
TajEmniCa jEst taka: Jesli spoZyWaSz dlugo DaNa truciZne w MalYch DawkAch
to zamiAst kipNAc, uodpArniAsz siE na niA.
A TrzA RzEc kilka sloW pRawdy: Juz oD SZcZEniEcych lAt bylEM WiElkim, tym no... 
wiZjoNErEm. DlAtEgo pRzy kaZdej okAzyji pilEm roZnoRakie trunki. Te najtAnsze
rzecz JasNa, na iNsze nie Bylo mnie stAc. A poZa tyM to DoBrze roBi na
trAwiEnie.
No i wtedy baRoNoWna zapYtalA mniE WpRoSt, poSylajAc mi zabojcze spojRzenie:
"Kim ty Jestes? PRzEciEz wiDzE, oCh, moTylA noGa, na moj WSpAniAly pAlaC!
Zes niE ZadEn kSiAzE! A juZe na PEwno niE teN za ktoRego sie PoDajEsz, o pAniE!
TEn ma SlAba gloWe i pAdlBy po pieRwszeJ buTelCe mojEgo ekstraoRdYnArjneo
WspAniAlEgo i SpEcjAlNego wiNa. A Ty wypilEs dziEsieC loTrze! I jEszcze niE
tylko ZyjEsz alE jako tAko trzYmAsz siE nawEt na NoGaCh! WytlumAcz siE!
BYlE pReDko!
Ja wtEdy zasmiAlEm siE... he, he... znaCzy sie pErliscie, jak na ksieCia pRzystalo.
WziAlEm poChoDnie, poDSzeDLem od KoMiNka, zapalilEm luCzyWo, zdjAlEm poRtki
i PiErDnAlEm. KomiNek wtEdy siE PiEkniE zapAlil.
A BaRoNoWna zaWolAla na strAze i zrzuciLi mniE ze SchoDoW, a nAstEpNie wykopAli za braMe.
(KilKa RazY bo WrAcaLem po WiniAka i bazAnta.)
A co siE dziAlo pRZez Ten cZAs z KsiEciEm?
To I oWo. SzczEgoLoW wszYStkich niE ZnAm. WiEm, Ze go OstatniEgo dnia zaBili w poRcie
PECh. I to WiElki. NiE ZnAlEm doKlAdnie ten tego... jego AdrEsu. A sluZby, ani zadnych
kReWnyCh niE oDNAlAzlEm.
TygoDnioWka ktoRa doSTalEM oD niEgo siE skoNczYlA i mus bylo wRaCaC do NoVigRadu.
Ale to dAlekA prZEszloSc. WroCmy do Tej BliZszEj:
ParE Lat Temu do NoViGradu pRzyBylA ZEbRaCzkA zza moRza.
Nie PieRwsZa i niE oSTatnia. NoViGRad prZYciAga, KulTura, psia maC, oSWiAta,
BoGacTWem... RoZNoRakiMi AtRakCyjAmi i MiEjScAmi uzdrowiskiMi, A ze zEbrAczka
juZe dAWno nie BYla MloDka i BylA bEZZebnA... No to, pEWno liCZylA na pomoc
KaPloNow WiECZnEGo Ognia. No A poZa Tym musiAla EmigroWac. No mniEjsza
o SZczEgoly.
No i poZnAliSmy sIe, tu w WolNym MiEscie. PoDala mi swojE PErsoNaLia.
W PiErWszYm MoMeNciE nie SkojArzyLem jEj. WiEciE luDziSka, PamiEc juze nie ta.
Ale jAkiEs CzTeRy goDziNy poZniEj Gdy jAdlEm swojA kolAcyje (sucHa pAjDe cHlEba,
ze SzczuRZyM miEsEm) WtEDy coSik mi sie ZacZelo pRZypoMinAc. To ImiE.
To NAzWiSko. I PAre tYGoDni poZniej, majAc juZE pEWne poDejRzenia poplYnAlEm do zamoRskiEgo
GroDu. I tam ZasiEgnAloeM jEZyka. W RzEZniAch, kArczmAch, ZamtuZaCh, dziElniCaCh biEdoTy
i na KoniEc w dziSiejSzym lokalu HaMfAsta, czy jak siE zWal ten niZiolEk.
WSzYscy moWili cosik o BABce. Ze StaRa, biEdnA, oBroTna, zebrAla, kRadLa,
do TEgo KoNFliktoWa, musiAla pRedko WyjEcHAc, diAbli wieDza gdzie.
No I jAk tu siE niE ZakoChAc? I WtEdy mniE olSnilo! 
PoKuStykalEm proSto do knajpY nad ReikiEm. ZamoWilEm plAcek z GrzYbAm i wiNiaka.
I w koNcu ZapYtAlEm o BaBkE.
No i o kARczMe ktoRa tu byla kiEdyS, daWno Temu.
NiZiolEk poCzal siE zaStAnwiAc. PociErAc czolA szMatkA, trwAlo to czyBa
z kWaDrAnsA, no WiEc rzucilEm mu GaRsc miEdziAkow jEszcZe, mojE miEsiEczne pRzychoDy.
I WtEdy niEluDz siE usmiEcHNal i WyjAl spoD lAdy poRtrtEt mloDej, ruMiAnej i PiEkNej,
(w zasAdziE to BYl AkT) DziEwusZki, choC tylE lAt miNelo, poZnalEm jA oDrazu, choC miAla
WtEdy jeSzcze WszYstkie zEby.
WroCilEm znoW do WolNego MiASTa. PArE RaZy spoTkAlEm jEszczE BaBkE.
NiGdy jEj nie WspoMinAlEm o SwoiM oDkrYciu. Po co RozdrApYwAc StaRe Rany?
A TERA juZe niE ZyjE.

ZEGNAj BaBKO ElOnoRO, STAra Ruro, Moj ZwiEdly KwiAtuSzku

RaDgAst Z GRaboWej BuChTy, ProRok, zwAny KrzyWym KoStuRem
Czytasz piecdziesiata notke. DOpiSek poD NEkReloGiem Radgast 24 V 2019 
Ku PAmiEci, a zApoMniAlem zuPeLnie, he, he. PEWnikiEm o NajWaZniEjSZYm. NiEch dziSiejSzej noCy kAzdy miESzkAniEc uliCy ZloDziejSkiej i DzielNicy biedoTy, ktoRy ma WlAsny Dach Nad gloWa, niEch zapAli w oknie swiECzke. Otroki mogA PoloZyC mleCzaki, a leciwe ludziskA szTuCzne SZczEki jeSli sie doroBili. A kAzDy ZEbRak i doliNiArz niEch WYbijE soBie jEdEn ZAB. Za BaBkE. NiECh ci tAm DiabolY w ZAsWiAtAch dogoDza i CzeStuja co DniA CiEplEm roSolkiEm. JESzcze raz RAdGAst, Prorok zwAny krZyWym kostuRem, puStym miEszkiEm, I skRzypiAcym kulAsem