Wolność albo śmierć (książka)

Z ArkadiaWiki
Wersja z dnia 16:33, 13 lip 2008 autorstwa WikiSysop (dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Jump to navigation Jump to search
                    "Wolnosc albo Smierc"
                       autorstwa Calina

-----------------------------------------------------------------------------

To bylo dawno... Aelirenn. Poprowadzila elfy do walki. Wbrew Starszyznie.
Starszyzna byla przeciwna walce, chcieli przeczekac. Chcieli zniszczyc
miasta, Shaerrawedd. I przetrwac. Bo my elfy jestesmy dlugowieczne. Ale
Aelirenn porwala mlodziez do walki. Do ostatniej, szalenczej walki.
Zmasakrowano ich. Bezlitosnie. Gineli z jej imieniem na ustach, gineli za
Aelirenn, gineli za Shaerawedd. Tak jak im obiecala ich smierc byla godna,
z honorem. Umierali wolni.
Ale nasza walka sie nie skonczyla. Aelirenn nie zyje, ale jej idea bedzie
zyc wiecznie. Wciaz walczymy, umieramy. Dla niej, dla nas.

-----------------------------------------------------------------------------

Jaka jest prawda ? Pewnie inna niz myslisz - ty ktory palisz sie aby do nas
wstapic. Kazdy mlody ktory przychodzi rwie sie do walki, mysli powalcze,
pozabijam troche ludzi i to wszystko. Ale jest inaczej. Przekonuje sie juz
po kilku dniach. Zmeczenie, strach, bol... Co noc pojekiwania rannych. Smierc
jest wokol nas, smierc jest w nas. Widzisz smierc, przyzwyczajasz sie do jej
widoku, obojetniejesz, tracisz uczucia. Kolejny dzien, czas wstawac, ruszyc
w droge. Moga nas przeciez wytropic. Nogi odmawiaja posluszenstwa.
Przez prawie caly wczorajszy dzien bieglismy albo walczylismy. Ale trzeba.
Bo tak to juz tutaj jest. Braterstwo broni, braterstwo krwi...
Dzielimy ze soba wszystko. Nasze cierpienia, bol, zniechecenie.
Jestesmy tu uwiezieni. Stad nie mozna odejsc, stad nie mozna uciec.
Nie tolerujemy zdrajcow. Ci ktorzy probowali uciec juz nie zyja.
Przed strzala nie ma ucieczki.
Czas w droge...

-----------------------------------------------------------------------------

...jest piekna. Jej zielone oczy, dlugie, czarne, lekko falujace wlosy.
Kocham ja... gdy sie porusza, gdy sie usmiecha, zawsze.
Siedzimy na polance w srodku lasu. Jest ranek, slonce oswietla nasze twarze,
wieje lekki wietrzyk. Jest cicho i spokojnie. Slychac tylko strumyczek, ktory
plynie gdzies niedaleko, ptaki...
Patrzymy sobie w oczy. To wystarcza, po co nam slowa...



Cos burzy spokoj. To drwale. Sa pijani. Jest ich trzech...
Dwoch mnie lapie. Jeden dobral sie do niej.
'No zobaczmy co twoja mala potrafi'
Gwalca ja na moich oczach. Po kolei. Nie moge sie wyrwac, nie moge sie 
odwrocic. Kaza mi patrzec. Ostatni wyciaga noz i podrzyna mojej ukochanej 
gardlo. Krew pryska mu na twarz.
Dostaje czyms twardym w glowe. Padam zemdlony...
...budze sie... nie wiem ile czasu minelo.
Leze wciaz kolo niej. Placze. Patrze na jej oczy, juz nie ma w nich blasku.
Juz sie nie usmiecha. Jej czarne wlosy sa posklejane krwia.
...rodzi sie we mnie gniew... zimna, bezwzgledna nienawisc...
Nie wybacze tego, nigdy....

-----------------------------------------------------------------------------

...zaczailismy sie na karawane. Dostalismy informacje ze ma tedy przewiezc
sprzet dla wojska. Mija juz kilka godzin czekania. Pada deszcz. Wszyscy
sa poddenerwowani.

   ...mysle o niej. O mojej ukochanej. Przypominam sobie te piekne chwile
   ktore spedzilismy razem.

Trzask galezi. Wszyscy zrywaja sie, lapiac za bron. To tylko falszywy alarm.

   ...widze ja. Ide za nia. Dochodzimy do naszej polanki. Ona sie odwraca...

'Czy ta karawana na pewno pojedzie ?'
'Dostalismy informacje ze bedzie. Rozkazy sa, ze mamy czekac. Wiec czekamy.'

   ...jej twarz jest zmasakrowana. Wlasciwie nie ma juz twarzy. Z podcietej
   szyi plynie krew, z oczu wychodza robaki.
   'Witaj ukochany'
   Ten okropny usmiech.
   Uciekam.
   Placze. Nie pamietam juz jak wygladala...

Swist strzal, wszyscy wybiegaja z zarosli. Nawet nie wiem kiedy przyjechala
karawana, nie wiem kiedy zaczela sie walka. Wybiegam.
Dobiegam do zolnierza. Widze ze jest to mlody chlopak, niedoswiadczony.
Ledwo co trzyma miecz. Nie zastanawiam sie dlugo. To tylko czlowiek.
Uderzam. Nawet nie blokowal ciosu. Moj miecz uderza w jego helm. Helm peka.
Wlosy pokrywaja sie czerwienia. Chlopak lapie sie za glowe. Uderzam drugi raz.
Ostatni. Latwo poszlo.
Ktos podpalil woz. Jest goraco. Konie rza, probuja sie wydostac, uciec. Czuje
zapach przypalanej skory. Slysze krzyki mordowanych. I zadaje smierc...
Juz koniec. Poddali sie. Licza ze ich wypuscimy. Ale ja widze tylko jej
twarz. I zadaje smierc...
Nie ma litosci, nie ma wybaczenia...

-----------------------------------------------------------------------------

...ucieczka, biegniemy przez las, zmuszeni do morderczego wysilku.
Galezie uderzaja nas po twarzach, ciezkie oddechy, szybciej, szybciej... 
Ktos upada.
On juz zostaje, poddal sie. Zatrzyma ich na jakis czas. Widze w biegu jak
napina luk i czeka. On wie ze to jego koniec. Ale umrze wolny. I uratuje nas.
Slychac juz psy. Za nami podaza Smierc...
Odwracam sie na chwile... wlasnie wypuscil jedna strzale i zaklada druga...
Nie moge juz patrzec, musze biec. Tam w glebi lasu czeka reszta komanda.
Tam bedziemy bezpieczni.
Slysze krzyk. 'AELIRENN !!!'
To on. Dopadli juz go. I nagle cisza.
Ale ja wciaz biegne... wszyscy biegniemy. To tylko chwila. Zaraz wznowia
pogon. Juz nie moge.. Zatrzymuje sie, siadam na ziemi. Podbiega do mnie elf
- nie pamietam jego imienia, pomaga mi wstac i biegniemy dalej.
Chwila slabosci.
Szybciej... to juz niedaleko...
Swist strzal.
Juz widzimy komando. Udalo sie. Euforia. Zmuszam miesnie do ostatniego
wysilku. Elf ktory pomogl mi wstac nagle upada. Mijajac go widze strzale 
sterczaca mu z plecow. Obok mnie pada krasnolud.
Dobiegamy do komanda, padamy zmeczeni na ziemie.
Slysze jak przez mgle odglosy bitwy... udalo nam sie...
Znow sie udalo...

-----------------------------------------------------------------------------

... ide przez Novigrad. Duze miasto. Zbudowane na naszych elfich fundamentach.
Nie wiedza kim jestem. Dla nich jestem niczym.
Krzycza. Nienawidze ich...
'Odmieniec !! Wynos sie do lasu, gdzie twoje miejsce !'
'Do lasu ?! Takich to od razu zabic !'
I ten smiech. Rece zaciskaja mi sie w piesci. Nie moge dac sie sprowokowac.
Przechodze obok grupki straznikow. Jeden mnie popycha. Upadam na bruk.
Widze wokol wiele rozbawionych twarzy. I kilka smutnych, to elfy.
'Wstawaj !'
Dostaje poteznego kopniaka w brzuch. Zwijam sie z bolu. Odchodza.
Podchodzi do mnie krasnolud. Zaprasza do siebie. Rozmawiamy. Powiedzialem
mu kim jestem. Wiedzial, domyslil sie. Jest kupcem, ale ostatnio interesy
zle ida. Pokazuje mi tajne przejscie przez mury. Wracam do swoich, do lasu...
Mijaja dni... walka, ucieczka... potem znow walka, znow ucieczka.
Brakuje juz nam sil, jest duzo rannych.
...koncza sie strzaly... pamietam ze krasnolud z Novigradu ofiarowal sie
z pomoca. Ma znajomosci. Zalatwi...
Idziemy wiec w kilku do Novigradu. Zatrzymujemy sie na skraju lasu. Przed
brama cos sie dzieje...tlumy gapiow.
Podchodzimy blizej. Pytam sie jakiegos stojacego obok mnie niziolka.
'Co sie dzieje ?'
'Egzekucja jakiegos krasnoluda. Wspolpracowal z Wiewiorkami. Tak to juz jest.'
Publicznie. Dla przestrogi, dla przykladu.
Dlaczego ? To wszystko moja wina. Nie powinien byl mnie spotkac.
Wyprowadzaja go. Jest dziwnie spokojny. Nie boi sie, nie bedzie blagac 
o litosc. Zakladaja mu petle. Cisza.
Rosly straznik wykopuje mu pieniek spod nog.
Smierc. Cisza.
Odwracam wzrok...

-----------------------------------------------------------------------------

                   Krotka historie Scoia'tael jak i czesc swojego
                   zycia opisal tu elf Calin, Konsul Scoia'tael