Orchis

Z ArkadiaWiki
Jump to navigation Jump to search

Orchis Livett, córka Jeżynki i Pompecjusza Livettów. Urodzona pod Gwiazdą Wędrowców, od najmłodszych lat lubowała się we wciskaniu w najbardziej zakurzone szczeliny i zaglądaniu pod najmniejsze kamyki w poszukiwaniu przygód. Kiedy okazało się, że zajrzała już pod wszystkie w promieniu 50 kilometrów od domu (trzy razy) wyruszyła w świat, aby tam kontynuować swoje oględziny.

Po powrocie do Krainy Zgromadzenia została przyjęta do Zgromadzenia Halflińskiego, gdzie (w przerwach pomiędzy wpadaniem w kłopoty, wyciąganiem się z nich, a kolejną wizytą w Mariborze) mieszka do tej pory.

W czasach młodości nazywana "Czarownicą", jednak słuch o tych, którzy ją tak nazywali, zaginął.

Obecnie odbywa swoją drugą kadencję jako Wielce Niesyta.

Oda do Mariboru

Czy czary sprawily, czy klatwa napadla
Rzecz taka sie stala, zem calkiem juz zbladla.
Gdziekolwiek swe kroki postawic sprobuje
To w jednym tym miejscu bez przerwy laduje.
I co sie nie dzieje, to ja, ach nieboze

Wciaz drepcze i drepcze
Po Mariborze...

Wybralam sie kiedys do mych kolezanek
Slawetnych i pieknych pan Zerrikanek.
Ruszylam wnet w droge, prowiantem opchana
I szlam tak przez Ishtar od nocy do rana.
I kiedy juz wstaly poranne zorze

Nie bylam w Val'kare!
Lecz w Mariborze...

Raz pisze mi Deli: "Ach krzywda sie stala!
No gdzies mi sie tutaj sakiewka posiala.
I szukam pod stolem, i patrze do pieca
No co to za numer! No co to za heca!
Kuzynko! Odkrywco! Kuzynka pomoze?"

A ja przyjsc nie moglam,
Bo ja w Mariborze...

I skrobie mi Maltar: "Kuzynko kochana!
W Kraince sie Krepus wciaz czai od rana.
I lypie zlym okiem i bardzo sie stara
By urwac nam glowe Kuzyna Saccara.
Trza pomoc, bo Saccar juz w zoltym kolorze!"

A mnie tam nie bylo,
Bo ja w Mariborze...

I bylo tez tak, ze Glamdrig mnie swatal,
I szukal mi meza, i wciaz za nim latal
Az w koncu ofiare przekupil wodeczka
I Hoppa juz piekla na slub nasz ciasteczko
I chcieli nas w podroz wyprawic za morze

A ja nie dotarlam,
Bo ja w Mariborze...

Juz nawet i Perhel wysyla sokola
I bardzo tresciwie na pomoc mnie wola.
"Pajaki i leze. Przybiegaj szybciutko"
Tak zwykle ten Perhel listy kresli krotko.
I chcialabym bardzo przywalic potworze

Lecz przybiec nie moge,
Bo ja w Mariborze...

I Grushus w smajalu rozpacza, labiedzi
"Czy Orchis porwalo szesc groznych niedzwiedzi?
Czy moze w czas pelni po lace gdzies fika?
A mielim na obiad spozywac sledzika!
Jak dorwe, to lyzka jej w czolko przyloze!"

Lecz grozb spelnic nie mogl,
Bo ja w Mariborze...

A Volhold, jak Volhold, wciaz tylko cos knuje
I pisze: "Kuzynko! Wnet Cie potrzebuje.
Mam mysl, jak kuferek Niesytych otworzyc
Lecz trzeba by najpierw ich szybkim snem zmorzyc.
Nazbieraj wiec prosze ziolek w Ciemnym Borze"

Lecz zbierac nie moglam,
Bo ja w Mariborze...

Sigismond wciaz wznosi swe oczy do nieba
I wola: "Ach Orchis mi tutaj potrzeba!
Skavena czy trolla ubic - na ten temat
Mam wielki i ciezki jak kamien dylemat.
Na pewno by Orchis pomogla w wyborze!"

Lecz wybrac nie moglam,
Bo ja w Mariborze...

Raz Myrdred sle liscik i rzecze: "O rety!
Na obiad wszak trzeba mi utluc kotlety.
Tam Hondur sam siedzi i pewnie gloduje
A mlot mi sie zlamal. Kuzynka ratuje!
Widzialem dwureka przy pewnym upiorze."

Kotletow nie bylo,
Bo ja w Mariborze...

I tak mi dzien za dniem uplywa powoli
I moglabym krzyczec i plakac do woli
Lecz lepiej mi chyba rozgoscic sie skladnie
I zwawo rozejrzec, usmiechnac sie ladnie.
Zajdz w odwiedziny, o kazdej wszak porze

Znajdziesz mnie zawsze
Tu, w Mariborze.