Kupiec Ader Tom I (książka)

Z ArkadiaWiki
Wersja z dnia 16:23, 13 lip 2008 autorstwa WikiSysop (dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Jump to navigation Jump to search
Moja  historia, czyli obecnego Mistrza Cechu...

     Urodzilem  sie  daleko stad, to znaczy daleko
od  Novigradu. Urodzilem sie na polnocy, w krainie
bagien.  Od  pokolen  moj lud nie mial kontaktu ze
swiatem  zewnetrznym  i  to  bylo  dla  nas dobre.
Zylismy  odcieci  od swiata, wiec zadne zlo swiata
do  nas  nie dotarlo. Bagna bronily mas od wiekow
Zylismy  zgodnie  z prawami ustalonymi przez Pania
Bagien,   zylismy   szczesliwi...   Jednak  kiedys
podczas  odwiedzin  u przyjaciela mego ojca w moje
wszedobylskie rece wpadla mapa... mapa nie znanego
mi  swiata.  To oznaczalo dla mnie zmiany, wielkie
zmiany.   Zapragnalem  zwiedzic  ten  Obcy  swiat.
Oczywiscie  nikt  mych  checi  nie  popieral, no
prawie  nikt.  Od  wiekow  nikt  nie  opuscil tych
terenow...  W  jakis  czas  po tym, jak zobaczylem
mape,  przyjaciel mojego ojca dal mi bron - miecz.
Dziwna  to  byla  bron,  niebywale  ostra,  ale do
polowania   sie   nie nadawala.   Na  moje  opinie
przyjaciel    zasmial   sie      lekko,   a   jego
wyjasnienie    nie   tyle   zadziwilo   mnie,   co
przerazilo,  bron  ta  sluzyla do zabijania ludzi.
Opowiedzial  mi  jak  ta  dziwna  bron  dotarla do
naszej osady. Zapamietalem z niej jedno: nikt Obcy
zywy z bagien nie wyjdzie, jesli juz na nie wszedl
uzbrojony.  Miecz  mial  ponoc  200  lat, a moja
podroz   poza   granice   byla   dobra  okazja  do
wyniesienia  go  poza bagna. Pod okiem przyjaciela
mego  ojca  potajemnie uczylem sie poslugiwania ta
bronia.  Nie  pytalem  gdzie  on sie tego nauczyl,
wolalem nie wiedziec. Pewnego dnia powiedzial, ze
wiecej  nauk  nie  bedzie.  Zawinal  miecz w stare
plotno  i  dal  mi  je  mowiac: Jesli kiedykolwiek
bedziesz  musial uzyc tej broni pamietaj o jednym,
traktuj  przeciwnika  nie  jak czlowieka, lecz jak
zwierze,  inaczej  nigdy go nie pokonasz. Nie masz
we  krwi  przemocy,  jak  zreszta kazdy z nas. Ale
masz   w   sobie   Ducha  Bagien,  on  pomorze  ci
przetrwac... W jakis czas potem osiagnalem wiek, w
ktorym   moglem   sam  decydowac  o  swoim  losie.
Pozegnalem  wszystkich  i  tuz po zachodzie slonca
wskoczylem w mala lodke i poplynalem na poludniowy
zachod, w kierunku na mapie zwanym Pierwsza Ludzka
Osada. Po jakis dwu tygodniach dotarlem do granicy
bagien.  To  znaczy  bagna ciagnely sie nadal, ale
czulem, ze wykraczam poza obszar na ktorym wladala
Pani  Bagien.  Przeczucie  mnie  nie  mylilo. Noca
rozpetala  sie  straszliwa  burza. Woda lala sie z
nieba  strumieniami. Lodka zatonela blyskawicznie.
A  ja  w  chwile  po  niej.  Zimny  dotyk  smierci
wyprowadzil  mnie z odretwienia. Nie, to nie dotyk
smierci,  lecz  ostrza  miecza. Otworzylem oczy.
Kilka dziwnych postaci otaczalo mnie, przypominali
ludzi,  lecz  z pewnoscia nimi nie byli. Sprawiali
wrazenie rozbawionych. Jeden z nich wreczyl mi moj
miecz.  Rozstapili sie, po czym zaatakowali. Przez
chwile  mialem  nadzieje  ze  przezyje, ale tylko
przez  chwile.  Udawalo  mi  sie  calkiem zrecznie
unikac  ich  ciosow, lecz moj miecz odbijal sie od
ich cial. Nie bylem w stanie ich zranic. Czego nie
mozna  bylo  powiedziec o nich. Po ktoryms z rzedu
ciosie  padlem  na  piach.  Lezalem nieruchomo...
Jednak  nie  moglem  zginac  na  ladzie.  Musialem
zlozyc  me  cialo  w ofierze Pani Bagien. Z trudem
podnioslem  sie  i  ruszylem co sil w strone wody.
Dopadli  mnie gdy bylem w niej po kolana. Poczulem
przeszywajacy  bol  i woda mnie pochlonela. Smierc
byla  inna  niz Ja sobie wyobrazalem. Czulem wiezy
ciala.   Czulem   sie  wiezniem,  a  ponoc  smierc
przynosila  wolnosc...  Po wielu wysilkach w koncu
udalo mi sie otworzyc oczy. Byla noc, lezalem przy
ognisku.  Ktos siedzial kolo mnie i bacznie mi sie
przygladal.  Mial skore jak ci, co mnie napadli,
lecz  nie  byl  jednym  z  nich. Wygladal inaczej.
Spotkanie  to  mialo  miejsce  dawno  temu  i  nie
pamietam  juz  szczegolow.  Istota ta zaopiekowala
sie  mna.  To  co  uznalem  za  skore, okazalo sie
wytworem techniki, byla to po prostu zbroja. Teraz
wspomnienie to budzi u mnie usmiech na twarzy, ale
wtedy  slowo  ZBROJA    brzmialo  co  najmniej jak
magiczna   formula.   W   pozniejszych   podrozach
spotkalem  podobne  istoty  do  tych,  co mnie tak
przyjaznie  powitaly  u progu nowego swiata, zwaly
sie  one  Skavenami,  ale teraz, po latach, jestem
przekonany,  ze  ci  co  mnie napadli, byli ludzmi
ubranymi   w   skavenskie  zbroje.  Ale  wroce  do
historii  by  nie  pogubic  chronologii  wydarzen.
Istota  ktora  ujrzalem  przy  ognisku wskazala mi
droge  do  najwiekszego  miasta  jakie bylo w moim
zasiegu.  Miasto  owo  to  byl Novigrad. Imie owej
Istoty zawarlem w jednej z moich ksiag, jednak moj
obecny   stan  nie  pozwala  mi  na  dokladne  jej
odczytanie,  a  nie  chce  znieksztalcic Imienia
kogos,  kto uratowal mi zycie. Na droge otrzymalem
troche  suszonego miesa i dwie sztuki zbroi. Jakim
cudem  dotarlem  do Novigradu, nie mam pojecia. Po
drodze  nie  spotkalem  nikogo.  Zgodnie  z  moimi
obliczeniami  powinienem  wyladowac  na  polnoc od
Daevon.  Ale  ja  w  kilka dni po pozegnaniu sie z
mym  wybawca  trafilem  na  brzeg  wielkiej slonej
wody,  znaczy  sie  oceanu.  A  po jakims czasie
trafilem  do  bram  miasta.  Bylo  jak  dla  mnie,
czlowieka z malej osady, przeogromne. Mieszkancami
byli  ludzie, jednak spotkalem tam przedstawicieli
innych   ras.   Zbroje   sprzedalem   za  woreczek
brzeczacych  krazkow,  znaczy  sie monet , ktore z
kolei  wydalem  na  treningi  walki  i umiejetnosc
targowania  sie.  Wypuszczalem  sie coraz dalej od
Novigradu. Polowalem, probowalem handlowac. Kiedys
w   okolicach   siola   Anchor  spotkalem  kupca o
dzwiecznym  imieniu  Tulip. To on pomogl dostac mi
sie   do   Cechu  Kupcow.  Zaczynalem  w  ciezkich
czasach.  W  cechu  powitano  mnie radosnie, bylem
chyba  czwartym  z przyjetych. Nie mielismy w owym
czasie  Mistrza, nie bylo nawet Rady. Cech dopiero
powstawal,   a   ja   mialem   przyjemnosc  w  tym
uczestniczyc.  Po  kilku  miesiacach, gdy w Cechu
mozna  juz bylo kogos spotkac wylonila sie Rada, a
na  jej  czele  stanal  Reh. O ile mnie pamiec nie
myli  do  Rady nalezal Gargar i Zaphod. Jednak we
mnie   cos   sie   zmienilo.  Wiele  podrozowalem,
poznalem    wielu   znamienitych   przedstawicieli
roznych   ras.  Wiekszosc  z  nich,  juz  niestety,
opuscila  ten  swiat,  badz tez wstapila do krainy
niesmiertelnych. Czesc z tych, ktorych spotkalem w
poczatkach  mego pobytu piastuja obecnie wysokie
stanowiska w roznych organizacjach... Wiele sie we
mnie  zmienilo.  Swiat  ten  byl inny od tego jaki
znalem. Rzadzily nim inne prawa. Bogowie siedzieli
wysoko  i  zbytnio nie przejmowali sie losem swych
wiernych.  Smierc byla na kazdym kroku. Zabic jest
trudno, ale tylko za pierwszym razem. Zapomnialem
o  moim  swiecie  i  naukach jakie tam pobieralem.
Wraz  z  dwoma  ludzmi stworzylismy mala druzynke.
Imion  ich nie wymienie, gdyz sa teraz szanowanymi
obywatelami, a jeden z nich przeniosl sie na stale
za ocean. Jednak wtedy nie bylo dla nas swietosci.
Miecz  w  rece  i  piwo na lawie to bylo dla nas
wszystko,  co  bylo  nam  potrzebne... ale do tego
trza pieniedzy... a od siedzenia zlota nie daja...
Bylem  w owym czasie posrednikiem handlu zbrojami,
a  jako  posrednik  naprawde nie mozna bylo w owym
czasie  zarobic  na  codzienne pijatyki. Latwiej
bylo   wziac  te  zloto  od  kogos.  Gdy  w  koncu
zmadrzalem  wladze  kilku  miast wystawily za moja
glowe  nagrody.  Na  szczescie Cech mnie wybronil.
Pamietam  kilka  wojen jakie przetoczyly sie przez
Novigrad.  Pierwsza i najbardziej krwawa wybuchla
w   jakies   dwa   lata   po  moim  wstapieniu  do
Stowarzyszenia...  Gwardia  byla zdezorientowana i
tylko  sie  przygladala.  A  krew plynela ulicami,
krew  elfow,  krasnoludow, ogrow i ludzi. O co sie
bilismy?  Juz  nie  pamietam.  Ponoc  jakis kupiec
obrazil  kogos  tam,  tamten mial przyjaciol i tak
sie  zaczelo. Kto ten spor zazegnal, nie pamietam.
Pewnego  dnia, w okolo szesc lat od mego przybycia
do Novigradu. bedac w Gorach Mahakamu w rece wpadl
mi  golab  pocztowy, ale nie byl to zwykly ptak...
pochodzil  z polnocy... Wiadomosc jaka mi doniosl,
zwalila  mnie  z  nog.  Gdy sie podnioslem, co sil
ruszylem  do  Novigradu.  Spakowalem  niezbedny
ekwipunek.   Pozegnalem   sie   z   przyjaciolmi i
ruszylem  na polnoc. Moj ojciec byl ciezko chory i
wzywal  mnie.  Wzialem  tez miecz, nie wiem czemu,
ale  jednak  wzialem. Po wielu trudach dotarlem do
Pierwszej  Ludzkiej  Osady  na poludnie od bagien.
Zaplacilem za lodz i wyruszylem. Po okolo tygodniu
dotarlem do granicy i przekroczylem ja... i to byl
moj koniec. Pani Bagien nie toleruje broni na swym
terenie, a ja zlamalem to prawo. I ponioslem kare.
Pani  odebrala  mi  cialo, lecz nie ukoila ducha i
jako demona rzucila mnie na Bagna. Jednak dotarlem
do mej rodzinnej osady, lecz za pozno. Ludzie mnie
nie  widzieli,  tylko  zwierzeta  dziwnie  krecily
glowami  gdy przechodzilem w poblizu. Przybylem za
pozno,  jednak Oni nie mieli sie o tym dowiedziec.
Moje  proby  dotarcia  do  ich  mysli konczyly sie
tylko  ich  krzykiem.  Bylem dla nich tylko nocnym
koszmarem,  wiec  odszedlem.  Wedrowalem  po ziemi
moich  przodkow.  Wedrowalem  tak przez wiecznosc.
Odwiedzilem  chyba  wszystkie  osady ludzi bagien.
Pewnego  slonecznego  poranka  stanalem  na brzegu
slonego   jeziora.   Bylo  piekne  i  postanowilem
pozostac  tam...  Wspomnienia  bolaly, wiec zapomi
nalem   i  gdy  zapomnialem  juz  prawie  wszystko
zjawila  sie  Ona,  Pani  Slonego Jeziora, siostra
Pani Bagien. Bogowie ludzi z bagien sa wymagajacy,
troskliwi,  ale  i  nie  wybaczaja... Pani Jeziora
przywrocila mi pamiec, nie wiem czy z litosci, czy
z  ....  Jej  dlon  dotknela    mej skroni, skroni
demona  i  swiat zawirowal. Ujrzalem moje cialo...
bylo  nienaruszone,  spoczywalo  tam,  gdzie  Pani
Bagien  uwalnia  z  cial  dusze.  I wtedy poczulem
silny  bol,  nie  sadzilem  ze  mozna  czuc  to co
czulem,  nie  byl  to bol ciala, lecz bol umyslu.
Poznalem swa przeszlosc! I nie wierzylem, ze mogla
byc  moja.  Kiedys  pod  gora  Carbon  slyszalem o
reinkarnacji,   ale  to  tu  w  nia  uwierzylem. I
zwrocono   mi  cialo,  ale  nie  zabrano  pamieci,
pamieci  ubieglych  zyc...  Ocknalem sie na brzegu
morza,  w  oddali majaczyly wieze Novigradu... A w
glowie  huczala  tylko  jedna , nie moja, natretna
mysl : "Powrocisz, gdy swiat ten zwiedzisz!" A gdy
w  duchu  zaakceptowalem  ja,  ucichla...  Od mego
wyjazdy  uplynelo  prawie  trzy  lata...  W  cechu
praktycznie mnie nie poznano. Wygladalem inaczej i
zachowywalem  sie  inaczej.  Zajalem  sie powaznie
handlem    i   w   szybkim   czasie   stalem   sie
hurtownikiem.  Zalozylem  bank.  Nadal  zwiedzalem
swiat   i   bylem   juz   naprawde   doswiadczonym
podroznikiem  gdy  na  trakcie laczacym Novigrad z
Mariborem  i  Mahakamem  natknalem  sie  na  mloda
elfke...  powrocisz... Odegnalem te mysl, ta elfka
byla    piekna...    Zagadnela   mnie   o   prace.
Przedstawila  sie.  Pytanie  nie  zdziwilo mnie,
ostatnimi  czasy  wielu pracy u mnie szukalo. Byla
mloda  i  nie doswiadczona, ale szybko sie uczyla.
Pomoglem  odnalezc  jej  pewnego bankiera, takiego
jednego  naciagacza,  miala  jakas  przesylke  dla
niego.  Z czasem spotykalismy sie coraz czesciej.
A  ja  sie zakochalem. Coz, nawet kupcowi moze sie
to  przydarzyc.  Aliah byla, i jest nadal, kobieta
niezalezna,  woli jak ja, zdobywac wszystko wlasna
praca.  W  jakis rok od naszego spotkania, bylismy
na  wyprawie w jaskiniach goblinow i wtedy dotarlo
do  mnie,  ze  zwiedzilem  caly  swiat,  ze  bylem
wszedzie,   gdzie  tylko  moglem  byc.  Gdy  juz
opuszczalismy    korytarze    pod   gora   Carbon,
przyznala  mi sie, ze rowniez mnie kocha... O malo
nie   oszalalem   ze   szczescia...  powrocisz!...
Zignorowalem  te  mysl,  ale  ta  z  kazdym  dniem
powracala  z  coraz  wieksza  sila.  Nie  chcialem
wracac,  nie  teraz gdy w koncu bylem szczesliwy.
Gdy  zwiedzilem  caly  swiat,  gdy  dorobilem  sie
tytulu  potentata,  gdy  wreszcie  ktos  mial mnie
pokochac   mialem   wrocic?   Zdusilem   te  mysl.
Zostalem.  Jednak  w  jakis  czas  po  tym, wielcy
magowie  oczyscili trak do Mariboru ze zlych sil i
otwarli  droge  do  Lasu  Driad... Mroznym rankiem
obudzil  mnie  silny glos, mowiacy, ze mam udac do
owego  lasu,  nad  zamarzniete jezioro... Zebralem
mala  druzyne i wyruszylismy. Tym razem nie moglem
juz nie sluchac glosu... Nad zamarznietym jeziorem
natknelismy     sie  na  rusalke,  a  przynajmniej
wszyscy  byli  przekonani,  ze  to  byla  rusalka.
Oczarowala   mnie   i   zabrala   pod   wode.  Tam
przemienila   sie   i   ujrzalem  Pania  Bagien...
przybyla  po mnie... Przypomniala mi, ze obiecalem
wrocic,  gdy  zwiedze  ten swiat. Nie zdolalem Jej
przekonac,   ze   jeszcze  nie  czas  na  mnie....
Probowalem  uciec,  bez  rezultatu. Na tym terenie
Pani Bagien nie miala pelnej wladzy, tutaj smierci
mozna  sie  bylo  wykupic.  Zapalala  gniewem, nie
mogla mnie zabrac, wiec zabrala mi wzrok, abym juz
nigdy nie trafil do ziemi przodkow... Pogodzilem
sie  z  tym,  taka jest cena wolnosci. Wydawalo mi
sie,  ze  mozna  umknac przeznaczeniu... Nie udalo
sie.  Teraz  za  to  mam  duzo czasu. Mam czas dla
Aliah, mam czas dla Cechu, tu nadal potrzebuja mej
wiedzy... Kilka dni temu odszedl Mistrz Gargar, od
szedl  do  Krainy  Wiecznego  Zysku.  Dlatego  tez
postanowilem spisac me dzieje, po Wielkim Mistrzu,
ktory przeprowadzil nas przez Wojne z Wiewiorkami,
nie  wiele  zostalo  sladu  w naszej Bibliotece, a
szkoda,  wielka  szkoda.  Gdy  przyjdzie i na mnie
czas,  chce  aby cos po mnie zostalo, gdyz pamiec
jest ulotna. Wiele czasu zajelo mi tlumaczenie, ze
nie  chce, by ktos szukal dla mych oczu ratunku...
To  jest  kara...  I jesli Pani Bagien, uzna to za
wlasciwe,  zwroci  mi  wzrok... Ale przyzwyczailem
sie  juz.  Nie  pisalem  tu  o  wyprawach w jakich
uczestniczylem,    nie    pisalem    o   walkach z
uzurpatorem  Chappellem, nie pisalem o konfliktach
z  wyznawcami  wiecznego ognia, gdyz o tym napisza
moze  historycy, moze... Chce tylko powiedziec, ze
cale  me  zycie  oddalem  Stowarzyszeniu  Kupcow z
Novigradu  i,  ze  nie  zaluje.  Gdybym  mial  zyc
jeszcze raz...
        
  Byla to historia Mistrza Adera 
   ( od przybycia do Novigradu do zostania Radnym )