Historia śmierci mej (książka)

Z ArkadiaWiki
Wersja z dnia 17:31, 13 lip 2008 autorstwa WikiSysop (dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Jump to navigation Jump to search

TYTUL: Historia smierci mej

 Narodzilem sie noca dnia niepamietnego, z matki mej, ktora ukochalem nad
 zycie. Bylo to jednak dawno temu, a kraju mym rodzinnym czasu sie nie liczy.
Ojciec moj, ktorego Er 
przezywali powiedzial mi w kwiecie mlodosci mej, ze pora chlodu nastala 
 po narodzinach mych. Dawno to bylo. Kraj moj, niznany nikomy,gdyz od 
swiata wielkimi bagami odgordzony z rolictwa i rybolustwa sie utrzymuje. Nie
znana nam jest sztuka wojenna ani pojecie handlu. Zyjemy w zgodzie z natura
 nie nekani przez nikogo. Niestety, swiat nasz maly jest i niezmienny, wiec
opuscic go postanowilem...
 Wiele nocy myslalem nad kierunkiem podrozy, wielu doswiadczonych rybakow
pytalem... Dlugo to trwalo... Dlugo...
 Po wielu deszczowych dniach odwiedzil mnie ojca mego kompan dawny, ktory
 jednak od dawna w niezgodzie z nim zyje i slow ze soba nie zaminiaja, choc co
dzien w jedenj lodzi na bagna wyplywaja...
 Kompan ow, ktorego imie z owego powodu znane mi nie jest
 usiadl kolo mnie i patrzyl na ma mape prymitywna. Zmarszczyl czolo i
usmiechnal sie. Poklepal mnie po ramieniu
 i wydobyl z rekawa swej zniszczonej kurtki material dziwny, jakiegom 
nigdy wczesniej nie widzial. Powoli rozwinal go i oczom mym
 ukazala sie mapa ogromna, mapa tak wielka, ze zrazu domu mego znalesc na
niej nie moglem. Kompan ojca mego szturchnal mnie i wsazal reka pod stol.
 To byl miecz, wspialy miecz, jeden z nielicznych orezy jakie kiedykolwiek do
swiata naszego trafily...
 Wiele nocy i dni spedzilem w domu kompana ojca mego trenujac poslugiwanie 
 sie tym dziwnym orezem...
 pewnego dnia kompan ojca mego przestal mnie uczyc...
 Nie pamietam kiedy to wydarzyc sie moglo... Ale zrozumialem, ze to byl
 koniec mej edukacji. Pozegnalem go i rodzicow mych. Wzialem czolno male i
wyplynalem w strone zachodzacego slonca...
Plynalem dni wiele, czesto niasac na plecach lodz... Zywilem sie rybami i
wodorostami...
jak w domu. 
 W dniu, w tkorym rozpetala sie burza straszliwa, w okresie, kiedy broda
siegala mi po pas, ujrzalem lad. A na brzegu jego postacie dziwne... Podlynalem
i wyszedlem na spotkanie. Nie byli ludzmi, ale oznajmilem im, kim jestem.
 A bylo ich trzech, mieli stroje z metalu i miecze jak moj. Milczeli...
 I, do chwili obecnej nie wiem co nimi kierowalo, zucili sie na mnie, ryczas
wsciekle.
 Bronilem sie co sil, ale jak sie szybko zorientowalem siegnac ich cial nie 
moglem... stroj dziwny ich nie pozwalal mi na to. Poczulem trwoge w sercu...
 Wiedzialem, ze konic moj bliski Oiec moj bliski i czas zlozyc ofiare z ciala
mego wodzie 
 z ktorej powstalem. Rzucilem sie w kierunku wody, poczulem straszliwy bol w
glowie, jednak skoczylem. 
Napastnicy nie zatrzymali sie jedank i za mna podazyli, na zgobe swa. 
 Dno bylo miekie, ich stroje ciezkie sie staly i tonac poczeli, a ja wraz z
nimi...
 Obudzil mnie krzyk ptakow dziwnych siedzacych na okol mnie. Lezalem, nie
czujac ciala. W tedy z 
odali wylonila sie istota, ktora Effem sie nazwla, dziwilo ja strasznie
 ze uratowac mnie zdolala, ale korzystajac z okazji nagrody zarzadala...
 Wydobylem z wody ciala i zdjalem z nich i dziwne stroje. Eff byl uradowany..
 Powiedzial mi, ze to sie zbroja nazywa.... I nie mozna jej przebic mieczem ...
Eff wczesniej zabrawszy mi mape
oglal ja zawzieci i po dnbiach kilku wskazal na jeden punkt i powiedzial abym
wzial jedna zbroje i udal sie tam, a na pewno na tym nie strace...
Nie bardzo wiedzialem o co mu chodzi, ale nic. Poszedlem. Stroj zbroja zwany
 zinteresowal mnie bardzo. Badalem jego tajniki i nim do osady wilekij
 dotarlem, ktora jej mieszkancy miastem Novigrad nazywali, wiedzialem co robic
bede...
 Powiedziano mi abym wymienil ja za dziwmne krazki. Po kilku dniach za te
krazki udalo mi sie namowic osobnika dziwnego aby nauczyl mnie jeszcze lepiej
mieczem sie poslugiwac a ten zgodzil sie na to. Szybko sie zorintwoalem, ze
ludzie ci nie widza co to zbroja, a ow mieszkaniec, ktory ja kupil odemnie
przybil ja do drzwi domu swego.
 Wiedzialem, ze to moja szansa. Wyruszylem w powrotna droge by po czasie
nieokreslonym powrocic z zbrojami wieloma...
  Od pory tamtej wiele lat, tak sie wyrazaja w Novigradzie, uplynelo i od pory
tatej mieszkancy naucyli sie zbroje sami wyrabiac, ale i tak mam zajecie...
 Nadal podruzuje, zbroi dobrej roboty nigdy doss, a wojen i utarczek
wszedzie pelno!
 Pamietaj, dobra zbroja uchroni cie od smierci... lub przynajmniej da ci
nadzieje , ze ci nikt noza w plecy nie wbija...
 Ojcec moj Aderem mnie nazwal, a ze kraju mego nikt nie zna, 
 Aderem z Nikad sie nazwalem, a zbroje? Sami kupic je u mnie mozecie...