Zywoty Wielkich Mistrzow Zakonu - Conrad Thornkov (książka)
Jump to navigation
Jump to search
W dziele, ktore masz przed soba czytelniku postaram ci sie przyblizyc sylwetke jednego z Wielkich Mistrzow Zakonu. Ku czemu ma to sluzyc mozesz zapytac. Otoz wiedz ze miedzyinnymi historia stanowi spoiwo kazdej spolecznosci. Oczywiscie nie tylko ona, na zaprawe laczaca dana grupe spoleczna maja rzecz jasna tez wplyw kultura, traycja obyczaj, jezyk. Jednak to historia jest owym magicznym pierwiastkiem laczacym pozostale. Razem z pozostalymi tworzy cos, czego nikt i nic ci nie jest w stanie zabrac. Nie odbiora ci tego najezdzcy,zli wladcy badz inne okrutne zdarzenia. Istota bez historii,przodkow jest niczym swiezo wsadzone drzewko na piaszczysty grunt. Szybko ono usycha i ginie, bez korzeni nie jest w stanie przezyc. Takowoz i wszystkie nacje, narody, pomniejsze grupy spoleczne, ba stowarzyszenia i gildie nawet, staraja sie pielegnowac swoje historyczne korzenie.Nie wszyscy maja mozliwosc spisywania swoich dziejow. Pozostaja im wtedy przekazy ustne. Nie wiedzialbys wielu rzeczy, gdyby nie historia. Wiele rzeczy by po prostu zaginelo bez pamieci. A wiedza o przodkach ich osiagnieciach zawsze pomocna ci bedzie. Jak mowi stare przyslowie UCZMY SIE NA BLEDACH lub tez inne PO CO WYWAZAC DRZWI SKORO JE MOZNA OTWORZYC . Wyciagajmy wnioski z poprzednich zdarzen. Czy ci co byli przed nami byli inni? Skad byli dokladnie tacy sami jak my. Po prostu przyszlo im zyc tylko w innych czasach. Wiec nic nie stoi na przeszkodzie aby z ich doswiadczen, pozytki jakowes wyciagnac. Dodam jeszcze slowem komentarza ze ci co nie szanuja antenatow swoich sa ino namiastkami isto t rozumnych. Przejda przez zycie i znikna jakby ich wcale nie bylo. nikt o nich nie bedzie pamietal. A wiec zyjmy, tworzmy historie, ale czasami i wstecz sie obejrzmy coby nie zmarnowac dorobku pokolen i osiagniec poprzednikow, nierzadko okupionych krwia i smiercia... Conrad Thornkov urodzil sie w Kislevie.Jego ojciec Fedor Thornkov byl kupcem zajmujacym sie handlem wyrobami zlootniczymi. Posiadal file w calym Imperium, zatem jego rodzina nie narzekala nigdy na brak gotowki. Dom byl dostatnio utrzymany, mozna rzec ze zyli na wysokiej stopie. Conrad by jedynakiem, rodzice patrzyli na niego jak w obraz. Wszak byl ich jedyna nadzieja i nastepca. Ojciec od poczatku widzial w nim swojego spadkobierce i marzyl aby Conrad przejal po nim rodzinny interes. Matka rozpieszczala syna jak mogla, byl jej oczkiem w glowie. Na Conrada chuchano i dmuchano, trzymano go zaiste pod szklanym kloszem. Od najmlodszych lat k sztalcono Conrada na kupca ojciec staral sie go zainteresowac swoim fachem, czesto zabieral go do swoich sklepow i magazynow. Z duma pokazywal mu swoje osiegniecia i powtarzal ze pieniad to wladza i sila. Jego dewiza bylo "Pecunia non olet" Pieniadz Nie Smierdzi. Lecz co o tym wszystkim myslal Conrad? Otoz wlasnie jego to wszystko czym zyl jego ojcie nie interesowalo. On ukochal co innego. Przede wszystkim interesowaly go konie. Marzyl chocby o kucyku, jednakze rodzice obawiajac sie o niego odmawiali mu stale tego prezentu. Zatem wymykal sie czesto Conrad na podmiejskie laczki gdzie wypasano konie. Godzinami mogl patrzec na cwalujace rumaki. Z pastuszkami zyl w dobrej komitywie, co pozwalalo mu przebywac w bliskosci umilowanych zwierzat.Nieraz przynosil z domu lakocie i ine przysamki aby w zamian pozwolono mu dosiasc ktoregos z koni. Druga pasja Conrada byla bron. Byla to jedyna rzecz ktora potrafila go zainteresowac w magazynach ojca. Wszystkie te ksiegi rzedy cyferek w zadnym stopniu nie absorbowaly jego uwagi tak, jak to potrafil zrobic dobry miecz lub inny wyrob wojenny. Marzyl aby kiedys zostac rycerzem. Do pierwszego zgrzytu doszlo pomiedzy Conradem a ojcem, w chwili gdy rodzic jego umyslil poslac go do Kolegium Kupieckiego. Nijak to bylo po mysli Conrada. On marzyl o Akademi Wojennej. Ze swych marzen zwierzyl sie tylko matce. Matka jak kazda rodzicielka byla gotowa zrobic wszystko aby jej jedyny potomek byl szczesliwy. Usilowala przekonac Fedora aby dal synowi wolna reke w wyborze swego losu. Ojciec apodyktyczny z charakteru , postanowil ze bedzie tylko tak jak on chce i mlodzik nie ma nic do gadania. Prawie sila zakwaterowal Conrada w bursie dla zakow studiujacych kupiectwo. Posunal sie nawet do tego ze pozostawil przy synu opiekuna ktory mial sprawowac nad chlopcem piecze i Fedorowi ze wszystkich poczynan Conrada sprawe zdawac. Chlopiec na 3 lata czasu zdusil swoja dume.Meczyl sie w Kolegium niesamowicie.Tesknie spogladal na oddzialy wojska czesto przemaszerowywujace przez miasto. Jakze marzyl zeby byc wsrod nich. Nieukiem nie byl zdolny z natury, nie mial zadnych problemow z nauka. Lecz to czego sie uczyl, wcale go nie pociagalo. Czasami gdy przyjezdzal do domu rodznnego zwierzal sie matce ze swoich klopotow. Kazda prosba u ojca o zmiane decyzji konczyla sie fiaskiem. W koncu zdesperowany juz mlodzieniec postanowil porzucic gniazdo rodzinne. Rzucil za sie cale bogactwo jakie ofiarowywal mu ojciec. Odszedl ze szkoly i zaopatrzony przez matke w skrome srodki wyruszyl w swiat szukac swojej drogi zyciowej. Matka, zdusiwszy lzy cisnace sie jej do oczu pozegnala go czule. Ojciec gdy dowiedzial sie o postepku syna,stwierdzil ze jesli mu chleb ojcowski gorzki to niech idzie precz i mu sie na oczy nie pokazuje.Conrad mimo ze w niezgodzie z ojcem zyl, kochal wszak swego rodzica i ciezko przezyl slowa ojca, ktore mu matka pozniej w liscie napisala. Udal sie tedy Conrad do Altdorfu gdzie wstapil w szeregi Cesarskiej Konnicy. Jako Zolnierz Cesarski czul sie szczesliwym czlowiekiem. Mial i konie i bron. Mogl sie ksztalcic w rzemiosle wojennym bez przeszkod. Poczatkowo ciezko mu to szlo gdyz, rozpieszczany w domu slabowitego zdrowia i kondycji byl.Kompani czestokroc podsmiewali sie z niego, z jego poczatkowej niezdarnosci we wladaniu bronia. Conrad nic nie robiac sobie z ich przycinkow usilnie probowal doskonalic swoj wojenny fach.Opornie mu to szlo gdyz w armii nie ucza finezyjnej sztuki walki ino cobys mieczem machnac dobrze umial. Alisci poznal Conrad kogos kto mu pomogl. Byl to stary cesarski kawalerzysta, ktory na emeryturze bedac nudzil sie niepomiernie. Przypadl mu ten zawziety chlopaczyna do gustu. Razem pokrewne dusze w sobie odnalezli. Obaj umilowali konie fascynowaly ich szarze kawalerii. Mogli godzinami gadac o swoim ulubionym temacie. Stary Kawlerzysta jako doswiadczony wojownik wiele mlodego chlopaka nauczyl. Pomagal mu opanowac trudna sztuke fechtunku. Wybudowali nawet razem drewniana kopie konia z rycerzem w siodle aby chlopak wprawial sie w walce kopia i wlocznia. Pod czujnym okiem starego, Conrad zdolnym bedac szybko do wprawy dochodzil. Latwo mu to nie przyszlo, nie zliczysz sincow, skaleczen i innych obrazen jakie odnisl w trakcie szkolen. Stary kawalerzysta, serce miekkie mial lecz gdzie zaczynala sie nauka tam jego serce w glaz sie zamienialo. Nieraz potrafil zbesztac Conrada, lecz nigdy zlosliwym nie byl, i wszystko co rzekl ku nauce mialo sluzyc.Wrodzona determinacja pozwolila mlodziencowi osiagnac to co zamierzal. Innym okiem juz zaczeli na Conrada kompani spogladac. Zmeznial i w boju niezrownany byl. W calym oddziale kawalerii rownego mu nie bylo.Zaden z wojow pola dotrzymac mu nie mogl. Zajedno na co by sie potykali czy na miecze czy konno na kopie, zaden sprostac mu nie mogl. Co dziwne posiadajac takie umiejetnosci,pozostal spokojnym i raczej opanowanym. Naprawde duzej determinacji bylo potrzeba aby Conrada wzburzyc. A nawet w gniewie opanowany, rzadko po miecz siegal.Natenczas istnial w Cesarstwie odddzial Rycerzy Panter. Elitarny ow oddzial byl bezwzglenie wierny Cesarzowi. Marzeniem kazdego mlodego szlachcica bylo do onego Legionu sie dostac. Conrad rowniez zapragnal do formacj tej wstapic. Jednakze z racji mlodego wieku i braku doswiadczenia bitewnego jego podanie odrzucone zostalo. Zdusil w sobie gorycz porazki i postanowil ze cel osiagnie. Wlasnie prowadzono ochotniczy zaciag na kampanie przeciwko orkom.Conrad niewiele myslac zglosil sie na ochotnika. Wyruszyl razem z innymi zapalencami ku gorom by lad i porzadek zaprowadzac. Oddzial jego stacjonowl w Cytadeli Czarnego Ognia . Stamtad prowadzono kampanie, prowadzac dzialania zaczepne i orgnizujac wypady przeciwko panoszacym sie w okolicy orkom. W wielu starciach jego oddzial bral udzial.Szczescie sie ku mlodym usmiechalo toczyli zwycieskie boje gromiac raz za razem orcze hulajpartie.Tu dal sie poznac Conrad jako dobry jezdziec, i wojownik odwazny az do brawury. Niejednokrotnie w pedzie walki zapedzal sie w najwiekszy wir walki, na jaki widok i starym wygom rzedly miny. Z podziwem patrzyli oni jak to niedawne chuchro sieje smierc i zniszczenie wsrod Pomiotow Chaosu. Do historii oddzialu przeszlo zdarzenie gdy Conrad jednym cieciem miecza trzech orkow glow pozbawil.Zaiste nie lada trza bylo sily i umiejetnosci by sztuki owej dokonac. Raz jednak do orkow szczescie sie usmiechnelo. Polaczywszy swe rozproszone sily pod przywodztwem swoich czarnych braci, udalo im sie w zasadzke garnizon Cytadeli Czarnego Ognia wciagnac. Niedaleko wsi Marathen zwanej otoczyli oddzial i byliby go do nogi wybili gdyby na horyzoncie nie pojawili sie Rycerze Zakonu Sigmara. Wracali oni z ekspedycji przeciwko trolom gorskim ktore nekaly okoliczne wioski. Blyskawicznie rozwineli szyk i natarli na orki. Bylo na co popatrzec nim okiem mrugnac juz siedzieli na karkach zielonych pokrak. Nic nie moze sie oprzec poteznej lawie zakutych w stal i zelazo Rycerzy. Przejechali sprawnie po lbach orkow, miazdzac i niszczac kazdego z nich, ktory nieopatrznie na drodze ataku stanal. Co dziwne wielu Sigmarczykow nie bylo, ale liczbe ich wyrownala straszliwa determinacja i cudne wyszkolenie wojenne. Conrad, ktory juz myslal ze dusze trza bogom oddawac z podziwem spogladal na wybawicieli. Nigdy w zyciu tak sprawnie przeprowadzonej szarzy nie widzial. Sigmarczycy pomogli opatrzec rannych, pochowac zabitych po czem ruszyli w wlasna droge. Conradowi zapadli oni w serce gleboko. Poruszylo go rowniez wrecz fanatyczne oddanie Sigmarowi, jaki okazywali zakonni rycerze, a takze ich niezrownany kunszt wojenny. Postanowil sie po powrocie z kampanii co nieco o Sigmarczykach dowiedziec. Bedac juz w Altdorfie gleboko zafascynowany ich postawa, zaczal kult Sigmara studiwac i wyznawac. Po niedlugim czasie stal sie znana osoba, o niezachwianej wiarze w Sigmara. Zlozyl podanie do kapituly o przyjecie do Zakonu. Niestety Bracia Zakonni odmowili mu, twierdzac ze czas ma jeszcze by sie zastanowic i decyzje swoja przemyslec. Niepewni go byli z racji jego mlodego wieku, a wiadomym jest, ze sluby zakonne to nie igraszka i decyzja na cale zycia wazaca. Conrad zdeterminowany postanowil cel swoj osiagnac. W swiatyni Sigmara zlozyl sluby milczenia i ubostwa. Przez 2 lata zyl w nedzy i milczeniu. Troche zapomniano o nim. Ciezko bylo poznac w tym wychudzonym i wycienczonym czlowieku dawna postac Conrada.Lecz Sigmar dodawal mu sil. Bracia Zakonni widzac ze naprawde pewien jest swojego postanowienia przyjeli go do nowicjatu. Wdzieczny Sigmarowi za laske stal sie Conrad najwierniejszym jego sluga i wyznawca. Jako Brat sluzebny przeszedl 2 Kampanie Averlandzkie gdzie zauwazono w nim talent organizatorski i cechy przywodcze. Po kilku latach Kapitula obdarzyla go zaufaniem powierzajac mu stanowisko dowadzacego w odleglej komandorii na obrzezach pustkowi Chaosu. Dal sie tam poznac Silom Chaosu jako wrog zajadly.Sily Chaosu nazywaly go nie inaczej jak Cien Smierci, gdyz gdzie tylko pajwil sie ze swym oddzialem tam poglowie istot Chaosu gwaltownie spadalo. Udalo mu sie zniszczys wszechwladny w tej okolicy klan Trolli zwanych Mealthami. Glowa dowodcy klanu osobiscie scieta przez Conrada sluzyla w garnizonie za spluwaczke. Pozostale glowy Mealthow zatkniete zostaly na bramie ku przestrodze innych istot wystepnych. W okolicznych wioskach oddzial Sigmarczykow powazany byl wielce, a sam Conrad obdarzony zostal zaufaniem gdyz powierzono mu sprawowanie sadow i rozsadzanie sporow. Nikt nigdy nie zarzucil mu nieprawosci, jego wyroki zawsze pokornie byly przyjmowane przez zwasnione strony.Szybko Conrad pial sie po szczeblach kariery zakonnej. Rycerze powazali go wiecej bo choc odwazny wielce,szalencem nie byl i nie szafowal zyciem podkomendnych. Nigdy nie wymagal od innych czegos czego sam nie uczynilby. Mial bardzo przenikliwy umysl niejeden falszywy prorok zostal przez niego slownie zniszczony w duspucie.Nie cierpial glupcow a za takich uwazal tych co duzo mowia a malo mysla. Juz w podeszlym wieku zostal obdarzony godnascia Wielkiego Mistrza Zakonu. Choc mial 68 lat wtedy, zachowal zdrowy wyglad i krzepe. Z niejednym mlodzikiem mogl stawac w szranki. Wiadome przeciez ze zdrowy, niechulaszczy tryb zycia sprzyja tezyznie fizycznej i pozwala umysl jasny nwet juz leciwym osobom zachowac. Za jego zwierzchnosci Zakon znacznie wzrosl w sile i liczono sie z nim wielce. Co dziwne z reguly sila idzie w parze z wladza. W tym przypadku nie mialo to miejsca. Conrad bezgranicznie wierny Cesarzowi i Imperium nie bral udzialu w rozgrywkach politycznych toczacych sie w Cesarstwie. Nie ulegal podszeptom,szukajacych poparcia moznowladcow,ktorzy obiecywali mu zlote gory w zamian za pomoc w swoich poczynaniach. Byl calkowicie odporny na urok wladzy jaka posiadal. Nigdy jej nie naduzyl do prywatnych celow. Do historii przeszly kampanie jakie przeprowadzil przeciwko Silom Chaosu. Sily chaosu zepchniete zostaly do glebokiej defensywy. Znakomity taktyk, i wodz do perfekcj doprowadzil uderzenia pancernej jazdy. Niszczaca sila tych atakow znana byla w calym imperium. Mimo ze nie angazowal sie w spory polityczne, byl wytrawnym dyplomata. Jako czlowiek o niezachwianym poczuciu sprawiedliwosci, czesto korzystano z jego uslug w celach mediacyjnych i pokojowych. Zginal na polu chwaly, podczas odsieczy jaka prowadzil dla wojsk Cesarskich broniacych oblezonego Erengrada. Poniewaz pomoc byla potrzeba natychmiast, a sam Conrad przebywal w Talabheim w celach dyplomatyczych, udalo mu sie zebrac okolo 100 Sigmarczykow w wiekszosci straz osobista i garnizon stacjonujacy w Talabheim. i ruszyl natychmiast z odsiecza. Erengrad oblezony przez orki z Pustkowi Chaosu bronil sie sie ostatkiem sil, obroncy juz na wyczerpaniu bedac z nadzieja oczekiwali na nadejscie ratunku.Gdy sily Chaosu dowiedzialy sie o odsieczy zebraly wszystkie sily spod miasta, i urzadzily zasadzke w Lesie Cieni, gdzie otoczeni Sigmarczycy wraz z Wielkim Mistrzem polegli.Byc moze inaczej potoczylaby sie bitwa gdyby ciezkozbrojnym rycerzom nie przyszlo walczyc na podmoklym gruncie. Grzezli w ziemi, ale mimo wszystko walczyli do konca. Juz spieszeni padli pod nawala orkow.Wokol Sigmarskich Rycerzy utworzyl sie szaniec zlozony z orczych zwlok, jakiego Imperium jeszcze nie widzialo.Smierc ich byla nienadaremna. Chwilowe odblokowanie Erengrada pozwolilo na dostarczenie zywnosci wycienczonym obroncom, i wyslanie kolejnych goncow po pomoc do Kisleva. Ciala Mistrza nigdy nie odnaleziono. Symboliczne pochowany zostal jego miecz, ktory zlamany przez Wielkiego Marszalka Zakonu zlozono w katakumbach kaplicy zakonnej. Uplynelo juz 5 lat od tego tragicznego wyadarzenia. Conrad Thornkov zapisal jedna z najbardziej chwalebnych kart w historii Zakonu Sigmara Mlotodzierzcy. Zyl jak rycerz i zginal jak rycerz. Godnym on wzorem do nasladowania,dal przyklad uporu,charyzmy i niezlomnej woli. Przez caly swoj zywot pozostal czlowiekiem bez skazy i nikt o nim nie mogl powidziec ze sprzeniewierzyl sie swoim idealom i marzeniom.