Zywoty Wielkich Mistrzow Zakonu - Conrad Thornkov (książka)

Z ArkadiaWiki
Wersja z dnia 01:13, 21 maj 2017 autorstwa Walkirr (dyskusja | edycje) (utworzenie strony)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Jump to navigation Jump to search
W dziele, ktore masz przed soba czytelniku postaram ci sie przyblizyc
sylwetke  jednego  z  Wielkich Mistrzow Zakonu. Ku czemu ma to sluzyc
mozesz zapytac. Otoz wiedz  ze  miedzyinnymi historia  stanowi spoiwo
kazdej spolecznosci. Oczywiscie  nie  tylko ona, na  zaprawe  laczaca
dana  grupe  spoleczna  maja  rzecz  jasna tez wplyw kultura, traycja
obyczaj, jezyk. Jednak  to historia jest owym magicznym pierwiastkiem
laczacym pozostale. Razem z pozostalymi tworzy cos, czego  nikt i nic
ci nie jest w stanie zabrac. Nie odbiora ci tego najezdzcy,zli wladcy
badz inne okrutne zdarzenia. Istota bez historii,przodkow jest niczym
swiezo  wsadzone  drzewko  na  piaszczysty grunt. Szybko ono usycha i
ginie, bez  korzeni  nie  jest w stanie przezyc. Takowoz  i wszystkie
nacje, narody, pomniejsze grupy spoleczne, ba stowarzyszenia i gildie
nawet, staraja sie pielegnowac swoje historyczne korzenie.Nie wszyscy
maja mozliwosc spisywania swoich dziejow. Pozostaja im wtedy przekazy
ustne. Nie wiedzialbys wielu rzeczy, gdyby nie historia. Wiele rzeczy
by  po  prostu  zaginelo  bez  pamieci. A  wiedza  o  przodkach   ich
osiagnieciach  zawsze  pomocna  ci  bedzie. Jak mowi stare przyslowie
UCZMY SIE NA BLEDACH  lub  tez  inne  PO  CO  WYWAZAC  DRZWI SKORO JE
MOZNA OTWORZYC . Wyciagajmy wnioski z poprzednich zdarzen. Czy  ci co
byli przed nami byli inni? Skad byli dokladnie  tacy  sami jak my. Po
prostu przyszlo im zyc tylko w  innych czasach.  Wiec  nic  nie  stoi
na przeszkodzie  aby  z  ich doswiadczen,  pozytki jakowes wyciagnac.
Dodam jeszcze slowem komentarza ze ci co nie szanuja antenatow swoich
sa  ino  namiastkami  isto t rozumnych.  Przejda przez zycie i znikna
jakby  ich  wcale  nie  bylo. nikt o nich nie bedzie pamietal. A wiec
zyjmy, tworzmy  historie, ale czasami i wstecz sie obejrzmy  coby nie
zmarnowac  dorobku  pokolen   i   osiagniec  poprzednikow,  nierzadko
okupionych krwia i smiercia...

Conrad Thornkov urodzil sie w Kislevie.Jego ojciec Fedor Thornkov byl
kupcem zajmujacym sie handlem wyrobami zlootniczymi. Posiadal file  w
calym Imperium, zatem  jego  rodzina  nie  narzekala  nigdy  na  brak
gotowki. Dom byl dostatnio utrzymany, mozna rzec ze  zyli na wysokiej
stopie. Conrad by jedynakiem, rodzice patrzyli na niego jak w  obraz.
Wszak byl ich jedyna nadzieja i nastepca. Ojciec  od poczatku widzial
w  nim  swojego  spadkobierce  i  marzyl   aby  Conrad przejal po nim
rodzinny interes. Matka rozpieszczala syna jak mogla, byl jej oczkiem
w  glowie. Na  Conrada  chuchano  i  dmuchano, trzymano go zaiste pod
szklanym kloszem. Od najmlodszych lat k sztalcono  Conrada  na  kupca
ojciec  staral  sie go zainteresowac swoim fachem, czesto zabieral go
do swoich sklepow i magazynow. Z duma pokazywal mu swoje osiegniecia
i powtarzal ze pieniad to wladza i sila. Jego dewiza bylo            
"Pecunia non olet"  Pieniadz Nie Smierdzi. Lecz  co  o  tym wszystkim
myslal Conrad? Otoz wlasnie jego to wszystko czym zyl jego ojcie  nie
interesowalo. On ukochal co innego. Przede wszystkim  interesowaly go
konie. Marzyl chocby o kucyku, jednakze rodzice obawiajac sie o niego
odmawiali mu stale tego prezentu. Zatem wymykal  sie czesto Conrad na
podmiejskie laczki gdzie wypasano konie. Godzinami  mogl  patrzec  na
cwalujace rumaki. Z pastuszkami zyl w dobrej komitywie,  co pozwalalo
mu przebywac w bliskosci umilowanych zwierzat.Nieraz przynosil z domu
lakocie i ine przysamki aby w zamian pozwolono  mu dosiasc ktoregos z
koni. Druga pasja  Conrada  byla  bron. Byla  to  jedyna  rzecz ktora
potrafila  go  zainteresowac  w  magazynach ojca. Wszystkie te ksiegi
rzedy cyferek w zadnym stopniu nie absorbowaly jego uwagi tak, jak to
potrafil zrobic dobry miecz lub inny wyrob wojenny. Marzyl aby kiedys
zostac rycerzem. Do pierwszego  zgrzytu  doszlo  pomiedzy Conradem  a
ojcem, w chwili gdy  rodzic  jego  umyslil  poslac  go  do   Kolegium
Kupieckiego. Nijak  to  bylo  po  mysli  Conrada. On marzyl o Akademi
Wojennej. Ze swych marzen zwierzyl sie tylko matce. Matka  jak  kazda
rodzicielka  byla  gotowa  zrobic wszystko aby jej jedyny potomek byl
szczesliwy. Usilowala przekonac Fedora aby dal synowi  wolna  reke  w
wyborze  swego  losu. Ojciec  apodyktyczny z  charakteru , postanowil
ze  bedzie  tylko  tak  jak on  chce i mlodzik nie ma nic do gadania.
Prawie  sila  zakwaterowal  Conrada  w  bursie dla zakow studiujacych
kupiectwo. Posunal sie nawet do tego ze pozostawil przy synu opiekuna
ktory mial sprawowac nad chlopcem  piecze  i  Fedorowi  ze wszystkich
poczynan Conrada sprawe zdawac. Chlopiec na 3 lata czasu zdusil swoja
dume.Meczyl sie w Kolegium niesamowicie.Tesknie spogladal na oddzialy
wojska czesto przemaszerowywujace przez  miasto.  Jakze  marzyl  zeby
byc wsrod nich. Nieukiem nie byl zdolny z natury,  nie  mial  zadnych
problemow z nauka. Lecz to czego sie  uczyl,  wcale go nie pociagalo.
Czasami  gdy  przyjezdzal  do domu rodznnego  zwierzal  sie  matce ze
swoich klopotow. Kazda prosba u ojca o  zmiane  decyzji  konczyla sie
fiaskiem. W koncu zdesperowany  juz  mlodzieniec  postanowil porzucic
gniazdo rodzinne. Rzucil za  sie  cale bogactwo  jakie ofiarowywal mu
ojciec. Odszedl ze szkoly  i  zaopatrzony przez matke w skrome srodki
wyruszyl w swiat szukac swojej drogi zyciowej. Matka, zdusiwszy   lzy
cisnace sie jej do oczu pozegnala go czule. Ojciec gdy dowiedzial sie
o postepku syna,stwierdzil ze jesli mu chleb ojcowski gorzki to niech
idzie precz i mu sie na oczy nie pokazuje.Conrad mimo ze w niezgodzie
z ojcem zyl, kochal wszak swego rodzica i ciezko przezyl  slowa ojca,
ktore mu matka pozniej w liscie napisala.

Udal sie tedy Conrad do Altdorfu  gdzie wstapil w szeregi  Cesarskiej
Konnicy. Jako  Zolnierz  Cesarski  czul  sie szczesliwym czlowiekiem.
Mial  i  konie  i bron. Mogl  sie  ksztalcic w rzemiosle wojennym bez
przeszkod. Poczatkowo ciezko mu  to  szlo  gdyz, rozpieszczany w domu
slabowitego zdrowia i kondycji byl.Kompani czestokroc podsmiewali sie
z niego, z  jego  poczatkowej niezdarnosci we wladaniu bronia. Conrad
nic  nie  robiac  sobie  z ich przycinkow usilnie probowal doskonalic
swoj wojenny fach.Opornie mu to szlo gdyz w armii nie ucza finezyjnej
sztuki  walki  ino  cobys mieczem machnac dobrze umial. Alisci poznal
Conrad kogos kto mu pomogl. Byl to stary cesarski kawalerzysta, ktory
na emeryturze bedac nudzil sie niepomiernie. Przypadl mu ten zawziety
chlopaczyna do gustu. Razem  pokrewne  dusze  w sobie odnalezli. Obaj
umilowali  konie  fascynowaly  ich  szarze kawalerii. Mogli godzinami
gadac o swoim ulubionym temacie. Stary Kawlerzysta  jako doswiadczony
wojownik wiele mlodego chlopaka nauczyl.  Pomagal  mu opanowac trudna
sztuke  fechtunku. Wybudowali  nawet razem  drewniana  kopie  konia z
rycerzem w siodle aby chlopak wprawial sie w walce  kopia i wlocznia.
Pod  czujnym  okiem  starego, Conrad  zdolnym bedac  szybko do wprawy
dochodzil. Latwo mu to nie przyszlo, nie zliczysz sincow, skaleczen i
innych obrazen jakie odnisl w  trakcie szkolen.  Stary  kawalerzysta,
serce miekkie mial lecz gdzie zaczynala  sie  nauka  tam jego serce w
glaz  sie  zamienialo. Nieraz  potrafil  zbesztac Conrada, lecz nigdy
zlosliwym nie byl, i wszystko co rzekl ku nauce mialo sluzyc.Wrodzona
determinacja pozwolila mlodziencowi osiagnac to co zamierzal.   Innym
okiem juz zaczeli na Conrada  kompani spogladac. Zmeznial  i  w  boju
niezrownany byl. W calym oddziale kawalerii rownego mu nie bylo.Zaden
z wojow pola dotrzymac mu nie mogl. Zajedno na co by sie potykali czy
na miecze czy konno na kopie, zaden sprostac mu nie  mogl. Co  dziwne
posiadajac takie umiejetnosci,pozostal spokojnym i raczej opanowanym.
Naprawde  duzej  determinacji  bylo  potrzeba  aby  Conrada wzburzyc.
A nawet w gniewie opanowany, rzadko po miecz siegal.Natenczas istnial
w Cesarstwie  odddzial  Rycerzy  Panter.  Elitarny  ow  oddzial   byl
bezwzglenie wierny Cesarzowi. Marzeniem  kazdego  mlodego  szlachcica
bylo do onego Legionu sie dostac. Conrad rowniez zapragnal do formacj
tej wstapic. Jednakze z racji mlodego  wieku  i  braku  doswiadczenia
bitewnego  jego  podanie  odrzucone  zostalo. Zdusil  w  sobie gorycz
porazki i postanowil ze cel osiagnie. Wlasnie  prowadzono  ochotniczy
zaciag na kampanie przeciwko orkom.Conrad niewiele myslac zglosil sie
na ochotnika. Wyruszyl razem z innymi zapalencami ku gorom by  lad  i
porzadek  zaprowadzac. Oddzial  jego  stacjonowl w  Cytadeli Czarnego
Ognia . Stamtad prowadzono kampanie, prowadzac  dzialania zaczepne  i
orgnizujac wypady przeciwko panoszacym sie w okolicy orkom.  W  wielu
starciach jego oddzial bral udzial.Szczescie sie ku mlodym usmiechalo
toczyli zwycieskie boje gromiac raz za razem orcze hulajpartie.Tu dal
sie  poznac  Conrad  jako  dobry  jezdziec, i  wojownik odwazny az do
brawury. Niejednokrotnie w pedzie walki zapedzal sie w najwiekszy wir
walki, na jaki widok i starym wygom rzedly miny. Z podziwem  patrzyli
oni  jak  to  niedawne  chuchro  sieje  smierc  i  zniszczenie  wsrod
Pomiotow Chaosu. Do historii oddzialu przeszlo  zdarzenie gdy  Conrad
jednym cieciem miecza trzech orkow glow pozbawil.Zaiste nie lada trza
bylo sily i umiejetnosci by sztuki owej dokonac. Raz jednak  do orkow
szczescie  sie  usmiechnelo.  Polaczywszy  swe  rozproszone  sily pod
przywodztwem swoich czarnych braci, udalo im sie w zasadzke  garnizon
Cytadeli Czarnego  Ognia  wciagnac.  Niedaleko  wsi  Marathen  zwanej
otoczyli oddzial i byliby go do nogi wybili gdyby  na horyzoncie  nie
pojawili  sie  Rycerze  Zakonu  Sigmara.  Wracali  oni  z  ekspedycji
przeciwko trolom gorskim ktore nekaly okoliczne wioski. Blyskawicznie
rozwineli  szyk  i  natarli  na orki. Bylo  na co popatrzec nim okiem
mrugnac juz siedzieli na karkach zielonych pokrak. Nic  nie  moze sie
oprzec poteznej lawie zakutych w stal i zelazo  Rycerzy.  Przejechali
sprawnie po lbach orkow, miazdzac i niszczac  kazdego  z  nich, ktory
nieopatrznie na drodze ataku stanal. Co dziwne wielu Sigmarczykow nie
bylo,  ale  liczbe  ich  wyrownala  straszliwa  determinacja  i cudne
wyszkolenie wojenne. Conrad, ktory  juz  myslal  ze  dusze trza bogom
oddawac  z  podziwem  spogladal  na  wybawicieli. Nigdy  w  zyciu tak
sprawnie  przeprowadzonej  szarzy  nie  widzial. Sigmarczycy  pomogli
opatrzec rannych, pochowac zabitych po czem ruszyli w  wlasna  droge.
Conradowi  zapadli  oni  w  serce gleboko. Poruszylo go rowniez wrecz
fanatyczne oddanie Sigmarowi, jaki okazywali zakonni rycerze, a takze
ich niezrownany kunszt wojenny. Postanowil sie po powrocie z kampanii
co nieco o Sigmarczykach dowiedziec. Bedac juz  w   Altdorfie gleboko
zafascynowany ich postawa, zaczal kult  Sigmara  studiwac i wyznawac.
Po  niedlugim  czasie stal  sie znana osoba, o niezachwianej wiarze w
Sigmara. Zlozyl podanie do kapituly o przyjecie  do  Zakonu. Niestety
Bracia  Zakonni  odmowili  mu, twierdzac  ze  czas  ma jeszcze by sie
zastanowic i decyzje swoja przemyslec. Niepewni go byli z racji  jego
mlodego wieku, a  wiadomym  jest, ze  sluby zakonne to nie igraszka i
decyzja  na  cale  zycia wazaca. Conrad zdeterminowany postanowil cel
swoj osiagnac. W swiatyni Sigmara zlozyl sluby milczenia  i  ubostwa.
Przez 2 lata zyl w nedzy i milczeniu. Troche zapomniano o nim. Ciezko
bylo poznac w tym wychudzonym i wycienczonym czlowieku  dawna  postac
Conrada.Lecz Sigmar dodawal mu sil. Bracia Zakonni widzac ze naprawde
pewien jest swojego postanowienia przyjeli go do nowicjatu. Wdzieczny
Sigmarowi  za  laske  stal  sie Conrad najwierniejszym  jego  sluga i
wyznawca. Jako Brat sluzebny przeszedl 2 Kampanie Averlandzkie  gdzie
zauwazono  w  nim  talent organizatorski i cechy przywodcze. Po kilku
latach  Kapitula  obdarzyla  go  zaufaniem  powierzajac mu stanowisko
dowadzacego w odleglej komandorii na obrzezach pustkowi Chaosu.   Dal
sie tam poznac Silom Chaosu jako wrog zajadly.Sily Chaosu nazywaly go
nie  inaczej  jak  Cien Smierci, gdyz gdzie  tylko pajwil sie ze swym
oddzialem tam poglowie istot Chaosu gwaltownie spadalo. Udalo  mu sie
zniszczys wszechwladny w tej okolicy klan  Trolli  zwanych Mealthami.
Glowa  dowodcy  klanu   osobiscie  scieta  przez  Conrada  sluzyla  w
garnizonie za spluwaczke. Pozostale glowy Mealthow zatkniete  zostaly
na  bramie ku  przestrodze  innych  istot  wystepnych. W  okolicznych
wioskach  oddzial  Sigmarczykow  powazany  byl  wielce, a  sam Conrad
obdarzony zostal zaufaniem gdyz powierzono  mu  sprawowanie  sadow  i
rozsadzanie sporow. Nikt  nigdy  nie  zarzucil  mu  nieprawosci, jego
wyroki zawsze pokornie byly przyjmowane przez zwasnione strony.Szybko
Conrad pial sie po szczeblach kariery zakonnej. Rycerze  powazali  go
wiecej bo choc odwazny wielce,szalencem nie byl i nie szafowal zyciem
podkomendnych. Nigdy  nie  wymagal  od  innych  czegos  czego sam nie
uczynilby. Mial bardzo przenikliwy  umysl  niejeden  falszywy  prorok
zostal przez niego slownie zniszczony w duspucie.Nie cierpial glupcow
a za takich uwazal tych co duzo mowia a malo mysla.

Juz  w  podeszlym wieku zostal obdarzony godnascia Wielkiego  Mistrza
Zakonu.  Choc  mial  68  lat  wtedy, zachowal zdrowy wyglad i krzepe.
Z  niejednym  mlodzikiem  mogl  stawac w szranki. Wiadome przeciez ze
zdrowy, niechulaszczy tryb zycia sprzyja tezyznie fizycznej i pozwala
umysl jasny nwet juz leciwym osobom zachowac. Za  jego  zwierzchnosci
Zakon znacznie wzrosl w sile i liczono sie z nim wielce. Co  dziwne z
reguly  sila  idzie  w  parze  z wladza. W tym przypadku nie mialo to
miejsca. Conrad bezgranicznie wierny Cesarzowi i  Imperium  nie  bral
udzialu  w  rozgrywkach  politycznych toczacych sie w Cesarstwie. Nie
ulegal podszeptom,szukajacych poparcia moznowladcow,ktorzy obiecywali
mu zlote gory w zamian za pomoc w swoich poczynaniach. Byl calkowicie
odporny  na  urok  wladzy  jaka  posiadal. Nigdy  jej  nie naduzyl do
prywatnych celow. Do historii  przeszly  kampanie jakie przeprowadzil
przeciwko Silom Chaosu. Sily chaosu zepchniete  zostaly do  glebokiej
defensywy. Znakomity taktyk, i wodz do perfekcj doprowadzil uderzenia
pancernej  jazdy. Niszczaca  sila  tych  atakow  znana  byla  w calym
imperium. Mimo ze nie angazowal sie w spory polityczne, byl wytrawnym
dyplomata. Jako czlowiek  o  niezachwianym  poczuciu sprawiedliwosci,
czesto korzystano z jego uslug  w  celach  mediacyjnych i pokojowych.
Zginal  na  polu  chwaly, podczas  odsieczy  jaka prowadzil dla wojsk
Cesarskich  broniacych  oblezonego  Erengrada. Poniewaz  pomoc   byla
potrzeba  natychmiast, a  sam  Conrad  przebywal w Talabheim w celach
dyplomatyczych,  udalo  mu   sie  zebrac   okolo   100   Sigmarczykow
w  wiekszosci   straz  osobista  i garnizon stacjonujacy w Talabheim.
i ruszyl natychmiast  z odsiecza.  Erengrad  oblezony  przez  orki  z
Pustkowi  Chaosu  bronil  sie  sie  ostatkiem  sil,  obroncy  juz  na
wyczerpaniu bedac z nadzieja oczekiwali na nadejscie ratunku.Gdy sily
Chaosu dowiedzialy sie o odsieczy zebraly wszystkie sily spod miasta,
i urzadzily zasadzke w Lesie Cieni, gdzie otoczeni Sigmarczycy wraz z
Wielkim Mistrzem polegli.Byc moze inaczej potoczylaby sie bitwa gdyby
ciezkozbrojnym rycerzom nie przyszlo  walczyc  na  podmoklym gruncie.
Grzezli w ziemi, ale mimo wszystko walczyli do  konca. Juz  spieszeni
padli pod nawala orkow.Wokol Sigmarskich Rycerzy utworzyl sie szaniec
zlozony z orczych zwlok, jakiego Imperium jeszcze nie widzialo.Smierc
ich byla nienadaremna. Chwilowe odblokowanie Erengrada  pozwolilo  na
dostarczenie  zywnosci  wycienczonym  obroncom, i wyslanie  kolejnych
goncow  po  pomoc  do  Kisleva. Ciala  Mistrza nigdy nie odnaleziono.
Symboliczne  pochowany  zostal  jego  miecz, ktory   zlamany    przez
Wielkiego Marszalka Zakonu  zlozono  w  katakumbach kaplicy zakonnej.
Uplynelo juz 5 lat od tego tragicznego wyadarzenia.  Conrad  Thornkov
zapisal  jedna  z  najbardziej  chwalebnych  kart  w historii  Zakonu
Sigmara Mlotodzierzcy. Zyl jak rycerz i zginal jak rycerz.  Godnym on
wzorem do nasladowania,dal przyklad uporu,charyzmy i niezlomnej woli.
Przez caly swoj zywot pozostal czlowiekiem bez skazy i nikt o nim nie
mogl  powidziec  ze  sprzeniewierzyl  sie  swoim idealom i marzeniom.