Albert Thanned - Przyklad mestwa i wiary (książka)
Jump to navigation
Jump to search
Jeden z bohaterow Kampanii Averlandzkiej. Zaslynal w trakcie Bitwy w obozie orkow, ktora zostala opisana w ksiedze Kampania Averlandzka zdobycie obozu czarnych orkow Pominmy jego zyciorys i opiszmy samo zdarzenie... Przydzielony do oslony Wielkiego Mistrza walczyl u jego boku jak demon jakowys. Gdy trzy trolle rzucily sie na Conrada wlasnym cialem go zaslonil.Trzy ogromne maczugi,straciwszy mu zbroje lekka i juz w boju zluzowana, zmasakrowaly jego cialo, raniac mu brzuch straszliwie. Padl nie wydawszy jeku, rozdarty potwornie na pobojowisku, w chwili gdy nadbiegli inni Sigmarczycy i trollom odpor dali Mistrza oslanijac. Albert caly swoj pochod ten odbywal na wiernym koniu czarnym jak skrzydlo kruka, ktory od dawna mu sluzyl. Byli to towarzysze nierozlaczni i przyjaciele, kon znal glos, chod, czul pana z daleka. W pochodzie zdawali sie jednym jakim centaurem, w ktorym dusza i mysl obu byla wspolna. Gdy Albert zakrwawiony padl, oburacz chwytajc rozdarte cialo, z ktorego wychodzily wnetrznosci, kon stanal nad nim, kopytami wryl sie w ziemie i zaslonil go soba. Uchronil go od stratowania i zgniecienia,ktorego ofiara padlo drugie tyle, co zabitych mieczem i toporem. Albert wychowany byl i zahartowany, jak na rycerza przystalo. Kazdej chwili gotow umrzec, kazdej godziny gotow cierpiec,czujac zycie w sobie -oburacz nacisnal wnetrznosci- i pozostal pod koniem wsrod wrzacego boju, i czekajac, co zrzadzi Sigmar. Mialli byc ocalony z wyroku jego, potrzeba bylo meznie doczekac chwili, w ktorej mogl nadejsc ratunek - przeznaczone mu bylo umierac- powinien byl zmestwem dotrwac do zgonu.Kon stal nad nim ciagle - innym wyrywajacym sie i cwalujacym po pobojowisku, a napadajacym na niego broniac sie i oslaniajac pana. Albert nie widzial juz, co sie dzialo wkolo niego, slyszal jeno zwycieskie okrzyki swoich...Krew z ran plynela obficie, rece w niej obie zbroczone czul jak ukropem oblane, nie mogl ich odjac na chwile, gdzyz poszarpane cialo razem z krwia wyrzuciloby bylo wnetrznosci. Pot wystepowal mu na czolo, modlil sie spokojnie. Rachowal, rychloli ratunek jaki zjawic sie moze, azali mu tak dlugo sil stanie? Mdlosci chwilami jakby oblokiem oslanialy mu oczy, lecz wielka sila woli zwyciezala je - otrzasnal sie z meczarni tej spartanska sila - sila meczennikow tych, ktorych zycie potegowala wiara... Nie stracil jeszcze nadziei...Krew uplywala wprawdzie lecz silne dlonie trzymaly rozdarte rany spojone. Reka wpychal jelita i - czekal.. Boj sie zdal oddalac od niego...zblizyl raz znowu, odbiegl i cisza natapila dla niego prawie od walki straszniejsza. Kon z glowa spuszczona, to stal spokojny, to rzeniem niecierpliwym wolac sie zdawal na pomoc ludzi.. O ile Albert mogl dojrzec, zywego dookola nie bylo juz nikogo. Na wpol wbity w ziemie lezal przy nim ork z glowa obnazona, z ktorej helm spadl ze znakiem podkowy konskiej na czaszce i czole strzaskanym. Dalej nieco kon dogorywajacy na prozno usilowal sie zerwac na nogi, przednimi kopytami ryl ziemie, do pol sie dzwigal i opadal. Dalej widac bylo pogruchotane wlocznie z ostrymi drzazgami sterczacymi do gory polamany orez, kupy blota.Z dala,z miejsca gdzie oboz orkow byl, dochodzil gwar i okrzyki zwycieskie... Albert czul ze Wielki Mistrz otrzymal pole, ze tam bracia jego weselili sie ocalona czcia rycerska.Gdyby zginac przyszlo - myslal w duchu - krew nie darmo przelalem. Rece mu dretwialy, sily sie wyczerpywaly. Mialzeby nikt na pobojowisko nie zajrzec? Noc nadchodzila........... Piesn przebrzmiala, wrzawa nastapila, po niej przestanki ciszy, wolania i oklaski. Lecz sluch jego tepial,oczy coraz mniej widzialy, czul ze kon stojacy nad nim drzy i slania sie. Rzal coraz slabiej, coraz rzadziej, ruszyl sie w koncu ostroznie, zszedl o krok, glowe spuscil nozdrzami dotykajac jego twarzy...Zdawal sie ptarzec czy zyje..Albert slabym glosem zawolal go jak zwykle... Kary drgnal, ale i jego opuscily juz sily - zwolna legl przy panu...Nadzieja zaczela slabnac w sercu Alberta. Czulze nie wydola dlugo, ze dlonie zmartwiale ran nie utrzymaja i wnetrznosci wyniosa ze soba zycie. Potem zimnym oblewalo sie czolo. Modlil sie, dusze polecajac Sigmarowi.. Zamknal oczy... Wtem kon poderwal sie na nogi, wyciagnal szyje i rozpaczliwie zarzal. Zdalo mu sie ze uslyszal ludzkie glosy... zem mignely swiatla, ze ziemia tetnila chodem ludzi,biegiem koni. Otworzyl zwolna oslable powieki. Nad nim stal z jasna twarza, otoczona blaskiem nieziemskim Wielki Mistrz w swej zbroi potluczonej i plaszczu bialym.Patrzal na niego. - Sigmarze - co on za straszliwa meke ponosi.....Tys przeciez mnie zaslonil..... - badz dobrej mysli - odezwal sie Mistrz - jezeli sie z tych ran wyleczysz wynagrodze cie wielce Ja i caly Zakon. Wielki Marszalek stojacy nieopodal nakazal natychmiast na nosze Alberta wziac i przeniesc do obozu gdzie medyk mial mu rany opatrzyc i obwiazac. Albert, dotrwawszy do tej chwili wiecej moca ducha nizli ciala, gdy uczul ze juz pod opieka - omdlal Mial zaledwie czas, czujac opadajacym na silach, zawolac ku rycerzom - Karego mego zabierzcie! Gwoli informacji twojej czytelniku. Albert calo wyszedl z owych zapasow ze smiercia. Jednak rany odniesione nie pozwolily mu juz wiecej walczyc. Cieszyl sie ogromnym szacunkiem wsro d wspolbraci, ktorzy zawsze mowili o nim i jego wyczynie z podziwem. Dal przyklad wytrwalosci, wiernosci i hartu ducha. Wielu mlodym braciom stawiano Alberta za wzor rycerza, honoru i wiary... Sigmar mu dopomogl zniesc z godnascia najwieksze meki, dal mu sile. Tak wiec wierzajcie braciszkowie w moc Sigmara i niech ona zawsze z wami bedzie...