Almir

Z ArkadiaWiki
Wersja z dnia 20:50, 27 mar 2011 autorstwa Hub (dyskusja | edycje)
(różn.) ← poprzednia wersja | przejdź do aktualnej wersji (różn.) | następna wersja → (różn.)
Jump to navigation Jump to search

Almir, jednooki muskularny ogr, wieloletni herszt Ogrzej Kompanii. Aktywnie i nieszablonowo odgrywana postać ogra.

Na Arkadii od 8 stycznia 1998 roku. Obecnie postać nie istnieje.

Logi

(ogr do gnoma)

Almir mowi do Tabularixa: Ty, nie zimno ci w guowe? Bo mi wieje po kolanach

Wybrane notki z tablic

Czytasz dwudziesta czwarta notke.
chaos - szmaos                                     Rolph        13  12 XI

Tak, tak
A wredni sklepikarze oszukuja biednych interesantow
Silni bija slabych, a slabi bija kroliki pod Novigradem
Dziewki wszteczne oddaja sie za marny grosz
Ksiazeta bija sie miedzy soba
A moze bogowie Chaosu to tacy ksiazeta?
Swiat rzeczywiscie jest hcaosem, szczegolnie kiedy sie czlowiek napije
Wtedy nawet to co mowi, zaczyna byc chaotyczne
Jeszcze jeden dowod na to, ze Chaos zwyciezy
Ani chybi
ale zapisywanie na ten temat calej tablicy to dziecinada
prawie tak wielka jak brzuch ogra
A w takim brzuchu tez panuje chaos...

Czytasz dwudziesta siodma notke.
Rolphu                                             Almir         5  16 XI

Moja chymptnie pomoze w filozofowaniu uo brzuchu
uogra, znacy siem pokaze tfojej od srodka.

Hrempf
Almir
Czytasz dwudziesta dziewiata notke.
O szyszkach slow kilka.                            Eleo          5  21 XII

Wszystkie szyszki sa takie same. Maja waskie lapy, waskie dupy i do wszystkiego
sie wpieprzaja.
A doprosic sie wejscia tam do ich lasu.
Jasny pieron. Szybciej bym byla w Ogrzej Kompanii...
Takie jest zycie gnomow i innych nieszyszkow.

Czytasz trzydziesta notke.
Eleo                                               Almir         2  21 XII

Zaiste szybciej, jako danie glowne.
Almir Wyrwidab, Herszt Kompanii
Czytasz dwudziesta piata notke.
Krojchoffyn.                                       Almir         6   7 III

Na mocy wyzej napackanej umowy
Kroichoffen zostalo dzisiaj sfajcone
chlopy zatlucone a baby wychemdozone.
Uozesz jak jo za tym tesknilem!
Niech krew dalej plynie tymi uliczkami!
Almir

Czytasz dwudziesta szosta notke.
Rzez                                               Krwin         6   7 III

Takiej rzezi oczy moje jeszcze nie widzialy...
Gdyby nie ufnosc w madrosc Kreve, ktora to daje mi pewnosc ze winni tej masakry
zaplaca za nia, i kazda przelana przez nich krople krwi, beda mieli okazje
odpokutowac w mekach, to co dzis ujrzalem nie dalo by mi spac spokojnie.
Na szczescie jednak kara jest tylko kwestia czasu...
Krwin Raupenneck, herbu Oginiec.

Czytasz dwudziesta siodma notke.
Krwin                                              Almir         3   8 III

Jesli tomta zrobila wrazenie, to zaluj
zes nie widzial dzisiejszej!
Herszta

Tfórczość

Tajemnica znikajacych elfow – Almir


Pewnego, pogodnego dnia w sercu Lorenskiego lasu.


— Tutaj dzieciol dziuple ma!
— Hopsa sa! Hopsa sa!
— Tutaj grzybek, albo dwa!
— Hopsa sa! Hopsa sa!


Radosnie podspiewujac i wymachujac koszyczkiem, elf Bonifacy „hopsasal” sobie poprzez gestwine lasu Loren, jak to czynilo wiele elfow w jego wieku. Zbieranie szyszek bylo dla nich nie tylko przyjemnoscia, ze swiezych szyszek robiono wino, pieczenie, ciasta, a z tych suchych amulety, bizuterie i ozdoby. Bo Lesne Elfy kochaly szyszki, mozna stwierdzic nawet, ze stanowily one podstawe ich egzystencji. Moglbym miec cale bogactwo swiata i rzadzic welkimi krajami, ale bylbym nikim, gdybym szyszek nie mial, mawial Platfusus, wielki elficki filozof. Bonifacy z usmiechem od ucha do ucha przeczesywal lesna sciolke w poszukiwaniu najbardziej dorodnych szyszek, ktore po krotkim obwachaniu trafialy do koszyka.
— Ojejku jej! Jaki milusiuniunienki zwierzaczek! Chodz tiutaj dio tatiusia! Puci puci!
Stary skunks z przerazeniem spostrzegl, iz zostal zauwazony, zadarl mocno ogon szykujac sie do obrony.
— Tititi! Chodz tatus da ci buzi! – Widok zblizajacego sie z rozlozonymi rekami elfa sprawil ze nerwy skunksa puscily, wydajac pelne przerazenia piski zwierze rzucilo sie do ucieczki.
— Pfff... – Prychnal urazony Bonifacy, ze zloscia machajac reka. Szybko jednak zapomnial o zalu, gdy jego wzrok utkwil na pieknej, zielonej szyszce, lezacej wsrod korzeni starego debu. W kilku podskokach elf znalazl sie przy wspanialej zdobyczy. Z radoscia ujal ja w reke, podniosl i... zniknal.


— To juz dwudziesty w tym tygodniu! – Dowodca Tancerzy Wojny, Benek Hoody nerwowo chodzil wokol tronu.
— Znowu zadnych sladow? – Marszalek Zelislaw podniosl zatroskana twarz.
— Nic! Tylko buty po nim zostaly! A dookola pustka, zadnej krwi, zadnych zlamanych galezi! To musial byc bog albo demon! – Wykrzyczal Benek, czerwieniejac na twarzy i zapluwajac wszystko wokol, wlacznie z wlasna broda.
— To straszne, coz mam czynic? Co mam uczynic na Adamnana? – Zawyl Marszalek, wycierajac chusteczka sline z czola.
— Musisz panie zakazac wypraw po szyszki! To konieczne! – Krzyknal Tancerz Wojny, a Marszalek Zelislaw przezornie zaslonil twarz rekawem.
— Nie ma mowy! – Oburzyl sie Zelislaw - Co my zrobimy bez szyszek? Jest lato, nie mamy zapasow!
— Daj mi panie oddzial! Bog czy demon, odnajde go i pozna straszliwa zemste moich mieczy! Ja go... ja go... - Sluzebna elfka podala duszacemu sie ze zlosci Benkowi puchar. – Ja go... na plasterki! – Skonczyl tancerz odstawiajac puchar.
Marszalek Zelislaw zamyslil sie przez chwile, po czym zgodzil sie niepewnym skinienem glowy.


— To juz trzeci dzien i nic... trzy dni przeczesujemy las i nic nie znalazlem. – Umalowany w barwy wojenne Benek Hoody stal w srodku lasu, zaciskajac piesci w bezsilnym zalu. – Moze ta bestia porywa tylko tych ktorzy zbieraja szyszki? - Zapytal sam siebie, wbijajac wzrok w piekna, zielona szyszke lezaca opodal mlodego buka.
— Moze... – Schylil sie chwytajac szyszke i... wtedy to sie stalo. Ziemia oderwala mu sie od stop i z olbrzymia predkoscia wzniosl sie w gore. Przerazony a zarazem podekscytowany Benek zdal sobie sprawe, ze oto wkrotce pozna rozwiazanie tajemnicy znikajacych elfow. Zalzawionymi oczami spojrzal w gore, gdzie ujrzal w oddali gorski taras i siedzace na jego krawedzi dwie humanoidalne sylwetki, obraz przyblizal sie blyskawicznie.
— Anioly... – pomyslal Benek zanim poczul potezne uderzenie w glowe i zasnal na wieki.


— Nu nu, dobro dzis biorom! – Skomentowal tlusty ogr, rzucajac martwego elfa na pokazna kupke elfich cial.
— Pewno, po dyszczu zowse dobro biorom! Byndzi wyzera! – Potwierdzil szczerbaty ogr przywiazujac sliczna szyszke do liny i zarzucajac ja hen w gaszcz Lorenskiego lasu.