Historia śmierci mej (książka): Różnice pomiędzy wersjami
Jump to navigation
Jump to search
Linia 76: | Linia 76: | ||
Pamietaj, dobra zbroja uchroni cie od smierci... lub przynajmniej da ci | Pamietaj, dobra zbroja uchroni cie od smierci... lub przynajmniej da ci | ||
nadzieje , ze ci nikt noza w plecy nie wbija... | nadzieje , ze ci nikt noza w plecy nie wbija... | ||
− | + | Ojciec moj Aderem mnie nazwal, a ze kraju mego nikt nie zna, | |
Aderem z Nikad sie nazwalem, a zbroje? Sami kupic je u mnie mozecie... | Aderem z Nikad sie nazwalem, a zbroje? Sami kupic je u mnie mozecie... | ||
Aktualna wersja na dzień 11:55, 10 gru 2018
TYTUL: Historia smierci mej Narodzilem sie noca dnia niepamietnego, z matki mej, ktora ukochalem nad zycie. Bylo to jednak dawno temu, a kraju mym rodzinnym czasu sie nie liczy. Ojciec moj, ktorego Er przezywali powiedzial mi w kwiecie mlodosci mej, ze pora chlodu nastala po narodzinach mych. Dawno to bylo. Kraj moj, niznany nikomy,gdyz od swiata wielkimi bagami odgrodzony z rolnictwa i rybolowstwa sie utrzymuje. Nie znana nam jest sztuka wojenna ani pojecie handlu. Zyjemy w zgodzie z natura nie nekani przez nikogo. Niestety, swiat nasz maly jest i niezmienny, wiec opuscic go postanowilem... Wiele nocy myslalem nad kierunkiem podrozy, wielu doswiadczonych rybakow pytalem... Dlugo to trwalo... Dlugo... Po wielu deszczowych dniach odwiedzil mnie ojca mego kompan dawny, ktory jednak od dawna w niezgodzie z nim zyje i slow ze soba nie zamieniaja, choc co dzien w jedenj lodzi na bagna wyplywaja... Kompan ow, ktorego imie z owego powodu znane mi nie jest usiadl kolo mnie i patrzyl na ma mape prymitywna. Zmarszczyl czolo i usmiechnal sie. Poklepal mnie po ramieniu i wydobyl z rekawa swej zniszczonej kurtki material dziwny, jakiegom nigdy wczesniej nie widzial. Powoli rozwinal go i oczom mym ukazala sie mapa ogromna, mapa tak wielka, ze zrazu domu mego znalesc na niej nie moglem. Kompan ojca mego szturchnal mnie i wskazal reka pod stol. To byl miecz, wspanialy miecz, jeden z nielicznych orezy jakie kiedykolwiek do swiata naszego trafily... Wiele nocy i dni spedzilem w domu kompana ojca mego trenujac poslugiwanie sie tym dziwnym orezem... pewnego dnia kompan ojca mego przestal mnie uczyc... Nie pamietam kiedy to wydarzyc sie moglo... Ale zrozumialem, ze to byl koniec mej edukacji. Pozegnalem go i rodzicow mych. Wzialem czolno male i wyplynalem w strone zachodzacego slonca... Plynalem dni wiele, czesto niosac na plecach lodz... Zywilem sie rybami i wodorostami... jak w domu. W dniu, w ktorym rozpetala sie burza straszliwa, w okresie, kiedy broda siegala mi po pas, ujrzalem lad. A na brzegu jego postacie dziwne... Podplynalem i wyszedlem na spotkanie. Nie byli ludzmi, ale oznajmilem im, kim jestem. A bylo ich trzech, mieli stroje z metalu i miecze jak moj. Milczeli... I, do chwili obecnej nie wiem co nimi kierowalo, rzucili sie na mnie, ryczac wsciekle. Bronilem sie co sil, ale jak sie szybko zorientowalem siegnac ich cial nie moglem... stroj dziwny ich nie pozwalal mi na to. Poczulem trwoge w sercu... Wiedzialem, ze koniec moj bliski i czas zlozyc ofiare z ciala mego wodzie z ktorej powstalem. Rzucilem sie w kierunku wody, poczulem straszliwy bol w glowie, jednak skoczylem. Napastnicy nie zatrzymali sie jednak i za mna podazyli, na zgube swa. Dno bylo miekkie, ich stroje ciezkie sie staly i tonac poczeli, a ja wraz z nimi... Obudzil mnie krzyk ptakow dziwnych siedzacych wokol mnie. Lezalem, nie czujac ciala. Wtedy z oddali wylonila sie istota, ktora Effem sie nazwala, dziwilo ja strasznie ze uratowac mnie zdolala, ale korzystajac z okazji nagrody zazadala... Wydobylem z wody ciala i zdjalem z nich i dziwne stroje. Eff byl uradowany.. Powiedzial mi, ze to sie zbroja nazywa.... I nie mozna jej przebic mieczem ... Eff wczesniej zabrawszy mi mape ogladal ja zawziecie i po dniach kilku wskazal na jeden punkt i powiedzial abym wzial jedna zbroje i udal sie tam, a na pewno na tym nie strace... Nie bardzo wiedzialem o co mu chodzi, ale nic. Poszedlem. Stroj zbroja zwany zainteresowal mnie bardzo. Badalem jego tajniki i nim do osady wielkiej dotarlem, ktora jej mieszkancy miastem Novigrad nazywali, wiedzialem co robic bede... Powiedziano mi abym wymienil ja za dziwne krazki. Po kilku dniach za te krazki udalo mi sie namowic osobnika dziwnego aby nauczyl mnie jeszcze lepiej mieczem sie poslugiwac a ten zgodzil sie na to. Szybko sie zorientowalem, ze ludzie ci nie wiedza co to zbroja, a ow mieszkaniec, ktory ja kupil odemnie przybil ja do drzwi domu swego. Wiedzialem, ze to moja szansa. Wyruszylem w powrotna droge by po czasie nieokreslonym powrocic z zbrojami wieloma... Od pory tamtej wiele lat, tak sie wyrazaja w Novigradzie, uplynelo i od pory tamtej mieszkancy nauczyli sie zbroje sami wyrabiac, ale i tak mam zajecie... Nadal podrozuje, zbroi dobrej roboty nigdy dosc, a wojen i utarczek wszedzie pelno! Pamietaj, dobra zbroja uchroni cie od smierci... lub przynajmniej da ci nadzieje , ze ci nikt noza w plecy nie wbija... Ojciec moj Aderem mnie nazwal, a ze kraju mego nikt nie zna, Aderem z Nikad sie nazwalem, a zbroje? Sami kupic je u mnie mozecie...