Nil Desperandum: Różnice pomiędzy wersjami
(oryginał z milionem błędów) |
|||
(Nie pokazano 2 wersji utworzonych przez 2 użytkowników) | |||
Linia 1: | Linia 1: | ||
− | Niejeden żywot już końca się doczekał, niejedna wieś, miasto czy królestwa całe w popiół się zmieniły a on wciąż silny i waleczny swą | + | Niejeden żywot już końca się doczekał, niejedna wieś, miasto czy królestwa całe w popiół się zmieniły a on wciąż silny i waleczny swą powinność spełnia. Czarny Gryf. Sam niejedną kroplę krwi z siebie już ulał, każdy jego żołnierz purpurową krwią swe życie zdobi, a on wciąż silny i waleczny. Czarny Gryf. Purpurowy sztandar wciąż głośno trzepocze, powiewa dumnie i dać znaje oddziałom swym, że to oni jego siłą są. Czarny Gryf. Każdej bitwy jego skrzydła śmierci krwawy los szykują, dzień sądu oznajmiają tym, przeciw którym stanąć musiał, tym którzy wrota śmierci ujrzeć muszą. Przeciw tym, którzy zbyt dumni, bądź głupi byli by zapłacić więcej. Czarny Gryf. Każdej bitwy chusty kolorowe pola walki zdobią. Krwią własną ozdabiają, by w chwale wciąż pod sztandarem służyć. Najmężniejsi, najlepiej wyszkoleni, ci którzy pewnie w wir walki idą, ci którzy nigdy nadziei nie tracą, którzy nigdy powodu do rozpaczy nie widzą. Bitwy różnie kończą się, co wiemy, z tarczą wracają zwycięzcy, by na tarczach nieść tych, których kostucha dopadła, oczy im na wieki zamykając. Lata pełne walk i śmierci, lata pełne złota i chwały. Poprzez słoneczne krainy Tilei, skaliste Góry Krańca Świata aż po Ziemie Czaszki, wszędzie tam purpura trzepocze, jeśli tylko znajdzie się taki, by mógł jej usługi wynająć. Nadszedł dzień, gdy kolejny rozkaz ogłoszono. Kolejny wymarsz, by walczyć i zabijać, by wzbogacać się i chwałę zyskać. Droga aż na kresy wschodnie prowadziła, na same to pustkowia, by tam Chaos tępić i zgliszczy nawet nie zostawić. Dwa oddziały wyruszyły. [[Alae Mortis]] przodem by zwiad sporządzić, teren rozeznać i siłę wrogich hord oszacować, a za nim [[Cruentis Fatum]], oddział najemnych skazańców, których żywot w wilgotnych lochach mógł się toczyć, miast pośród posoki ich współtowarzyszy. Na czele sam kapitan [[Helkan|Tartagila]] stanął, najmłodszy w historii [[Kompania Gryfa|Czarnego Gryfa]] dowodzący Kompanią. Droga długa była, Srebrny Szlak spokojny. Za spokojny, niczym cisza przed burzą. Na miejscu zaś to, czego się spodziewano - siedliszcza zwierzoczłeków, przerośniętych trolli, bandy orków i mało walecznych snotlingów. Walki trwały, ciała monstrualnych istot słaniały się jak drzewa na wyrąbisku, ścinane przez wprawnych drwali. Wszystko było wkalkulowane, mogiły żołnierzy Czarnego Gryfa takoż. Gdy czerwone słońce ku czerwonej ziemi się schylało, oddziały u wrót Twierdzy Chaosu stały, gotowe dokończyć to, co zaczęto. Gotowe zarobić to, co kontrakt przedstawiał. Wszystko było wkalkulowane, wszystko przebiegało szybko i sprawnie. Do czasu.. |
− | + | * Sierżancie! Sierżancie! Wrzasnął któryś z żołnierzy - patrzajcie tam, na północ! Hordy! Całe hordy [[Chaos|chaośników]]! Całe amie Chaosu! Zbliżają się! Jesteśmy straceni! | |
− | + | * Czto wy delayete? Gawnojedy! A nu raz diesiat prisiadkow! - rozkazał zaciekawiony sierżant Kielov. Rozejrzawszy się po twarzach swych żołnierzy zrozumiał, że ich niepokój nie wziął się znikąd. Znad horyzontu, czarna,jak noc, nadciągała armia sił [[chaos]]u, tętent kopyt mutantów stawał się częścią wypalonego słońcem krajobrazu. Nie było odwrotu, wybór był między godną walką i śmiercią, bądź tylko śmiercią. | |
− | + | * Vy svoloczi, kak ya wam siejczias pizdulej dam! - wrzasnął Kielov na swych żołnierzy, starając się ich zdyscyplinować. | |
− | + | Sytuacja, w jakiej się znaleźli wymagała natychmiastowego meldunku, natychmiastowej reakcji. Sam Tartagila lekko się zaniepokoił. * Kapitanie! Kapitanie! - wrzasnął blady [[Hathaldir|Riva]] z oddziału skazańców. Buntownik, który sprzeciwił się poprzedniemu dowództwu i wszczął bunt przeciw niemu. Znam te tereny - kontynuował, lekko zgrzytając zębami. Tam na północ są jeno wyjścia z pustkowii, jeno one odcięte przez kurwiszcza. Tu zaś, gdzie jesteśmy, jest miejsce, które może nam pomóc! Musim jeno być spięci, walczyć sprawnie i czasu nie trwonić! Mrużac oczy, Riva czekał na decyzję kapitana Tartagili, tego który raz już Rivie zaufał, pozwalając mu wrócić do [[Kompania Gryfa|Kompanii]]. Kontynuujcie, Riva, ale prędko, jak już sami żeście powiedzieli. Czasu nie mamy - burknął treściwie Tartaglia. Uśmiechając się nieprzyjemnie, kulawiec przedstawił sytuację. Opisał Twierdzę Chaosu i to, co jak uważał, może ich uratować. | |
− | + | * Hmm... Dość ryzykowne, Riva, ale może się udać. Poruczniku Rob - kapitan skinął ręką na małego wzrostem, ale jakże walecznego halflinga - wydać rozkazy, formować szyk i gotować się do szturmu na Twierdzę! Musimy wedrzeć się do samego jej serca, musimy. - szepnął cicho sam do siebie Tartagila. | |
− | + | Stojąc między młotem, jakim byla armia chaosu, a kowadłem, jakim zdawała się być Twierdza, ruszyli. Ruszyli w jej wnętrze, z nadzieją, bez rozpaczy, pewni swych umiejętności i pewni swego dowództwa. Zdeterminowani, nie do zatrzymania. | |
− | + | * Job twoju mac! Ni opierdalać! Most juże blisku! - ile tchu w piersi, ile głosu w gardle, Kielov zagrzewał do walki! | |
− | same to pustkowia by tam | + | Na ich drodze kurwiszcze krasnozwierze stały, żądne krwi i rozszarpanych ciał, monstrualne potwory. Parli naprzód, zwarci, waleczni, pewni swego. Cel był bliżej i bliżej, z każdym krokiem, z każdym cięciem miecza, z każdą kroplą krwi ulanej, z każdym ciałem wroga, padającym wprost na pysk. To, co zobaczyli, przeraziło ich. Wielka brama, kamienne monstrum - brama piekieł, jak głosiła legenda, magiczne przejście, łączące samą Twierdzę Chaosu z Bagnami Chaosu oddalonymi szmat drogi od samej twierdzy. Zewrzeć szyk! Tarcza wyżej! - darły się gardła dowódców. - Gryyyfyyyyyy! - Ryczały gardła najemnych żołnierzy. Jeno chusty dawały kolor temu ponuremu, jak zapomniany grobowiec, miejscu. Strach, przerażenie, ale i nadzieja, brak zwątpienia, pchał ich w przód, prosto na spotkanie z tym, o czym jeno słyszeli, z tym co było ich ostatnią przeszkodą do wolności. Z upiorem Bramy Piekieł! Niewielu chce mówić o tym, co wydarzyło się dnia tego, niewielu chce pamiętać to, co zobaczyli, niewielu przeżyło, by móc opowiadać waleczność swych towarzyszy, to że grupa i jednością uratowali nie siebie samych, ale towarzyszy swych i zasady którym służyli. Najmężniejsi, ci, którzy się nie zlękli, ci którzy walczyli do końca, choć szans nie widzieli, nadziei nie tracili, nie rozpaczali... |
− | za nim Cruentis Fatum, | + | Dla upamiętnienia ich bohaterstwa, po owym wydarzeniu, najmłodszy dowodzący Kompanią Czarnego Gryfa, kapitan Tartaglia oddział nowy utworzył - Nil Desperandum co znaczy 'Nie trać nadziei'. Pierwszym porucznikiem oddziału Hathaldira Rivę wyznaczył, jako tego, który walnie przyczynił się do sukcesu. Kulawiec sam, tak zwany przez żołnierzy, doczekał kolejnego awansu, adiutantem kapitana zostając. |
− | + | ||
− | + | [[Kategoria:Kompania Gryfa]] | |
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | . | ||
− | |||
− | |||
− | |||
− | |||
− | do | ||
− | |||
− | |||
− | |||
− |
Aktualna wersja na dzień 17:49, 23 gru 2018
Niejeden żywot już końca się doczekał, niejedna wieś, miasto czy królestwa całe w popiół się zmieniły a on wciąż silny i waleczny swą powinność spełnia. Czarny Gryf. Sam niejedną kroplę krwi z siebie już ulał, każdy jego żołnierz purpurową krwią swe życie zdobi, a on wciąż silny i waleczny. Czarny Gryf. Purpurowy sztandar wciąż głośno trzepocze, powiewa dumnie i dać znaje oddziałom swym, że to oni jego siłą są. Czarny Gryf. Każdej bitwy jego skrzydła śmierci krwawy los szykują, dzień sądu oznajmiają tym, przeciw którym stanąć musiał, tym którzy wrota śmierci ujrzeć muszą. Przeciw tym, którzy zbyt dumni, bądź głupi byli by zapłacić więcej. Czarny Gryf. Każdej bitwy chusty kolorowe pola walki zdobią. Krwią własną ozdabiają, by w chwale wciąż pod sztandarem służyć. Najmężniejsi, najlepiej wyszkoleni, ci którzy pewnie w wir walki idą, ci którzy nigdy nadziei nie tracą, którzy nigdy powodu do rozpaczy nie widzą. Bitwy różnie kończą się, co wiemy, z tarczą wracają zwycięzcy, by na tarczach nieść tych, których kostucha dopadła, oczy im na wieki zamykając. Lata pełne walk i śmierci, lata pełne złota i chwały. Poprzez słoneczne krainy Tilei, skaliste Góry Krańca Świata aż po Ziemie Czaszki, wszędzie tam purpura trzepocze, jeśli tylko znajdzie się taki, by mógł jej usługi wynająć. Nadszedł dzień, gdy kolejny rozkaz ogłoszono. Kolejny wymarsz, by walczyć i zabijać, by wzbogacać się i chwałę zyskać. Droga aż na kresy wschodnie prowadziła, na same to pustkowia, by tam Chaos tępić i zgliszczy nawet nie zostawić. Dwa oddziały wyruszyły. Alae Mortis przodem by zwiad sporządzić, teren rozeznać i siłę wrogich hord oszacować, a za nim Cruentis Fatum, oddział najemnych skazańców, których żywot w wilgotnych lochach mógł się toczyć, miast pośród posoki ich współtowarzyszy. Na czele sam kapitan Tartagila stanął, najmłodszy w historii Czarnego Gryfa dowodzący Kompanią. Droga długa była, Srebrny Szlak spokojny. Za spokojny, niczym cisza przed burzą. Na miejscu zaś to, czego się spodziewano - siedliszcza zwierzoczłeków, przerośniętych trolli, bandy orków i mało walecznych snotlingów. Walki trwały, ciała monstrualnych istot słaniały się jak drzewa na wyrąbisku, ścinane przez wprawnych drwali. Wszystko było wkalkulowane, mogiły żołnierzy Czarnego Gryfa takoż. Gdy czerwone słońce ku czerwonej ziemi się schylało, oddziały u wrót Twierdzy Chaosu stały, gotowe dokończyć to, co zaczęto. Gotowe zarobić to, co kontrakt przedstawiał. Wszystko było wkalkulowane, wszystko przebiegało szybko i sprawnie. Do czasu..
- Sierżancie! Sierżancie! Wrzasnął któryś z żołnierzy - patrzajcie tam, na północ! Hordy! Całe hordy chaośników! Całe amie Chaosu! Zbliżają się! Jesteśmy straceni!
- Czto wy delayete? Gawnojedy! A nu raz diesiat prisiadkow! - rozkazał zaciekawiony sierżant Kielov. Rozejrzawszy się po twarzach swych żołnierzy zrozumiał, że ich niepokój nie wziął się znikąd. Znad horyzontu, czarna,jak noc, nadciągała armia sił chaosu, tętent kopyt mutantów stawał się częścią wypalonego słońcem krajobrazu. Nie było odwrotu, wybór był między godną walką i śmiercią, bądź tylko śmiercią.
- Vy svoloczi, kak ya wam siejczias pizdulej dam! - wrzasnął Kielov na swych żołnierzy, starając się ich zdyscyplinować.
Sytuacja, w jakiej się znaleźli wymagała natychmiastowego meldunku, natychmiastowej reakcji. Sam Tartagila lekko się zaniepokoił. * Kapitanie! Kapitanie! - wrzasnął blady Riva z oddziału skazańców. Buntownik, który sprzeciwił się poprzedniemu dowództwu i wszczął bunt przeciw niemu. Znam te tereny - kontynuował, lekko zgrzytając zębami. Tam na północ są jeno wyjścia z pustkowii, jeno one odcięte przez kurwiszcza. Tu zaś, gdzie jesteśmy, jest miejsce, które może nam pomóc! Musim jeno być spięci, walczyć sprawnie i czasu nie trwonić! Mrużac oczy, Riva czekał na decyzję kapitana Tartagili, tego który raz już Rivie zaufał, pozwalając mu wrócić do Kompanii. Kontynuujcie, Riva, ale prędko, jak już sami żeście powiedzieli. Czasu nie mamy - burknął treściwie Tartaglia. Uśmiechając się nieprzyjemnie, kulawiec przedstawił sytuację. Opisał Twierdzę Chaosu i to, co jak uważał, może ich uratować.
- Hmm... Dość ryzykowne, Riva, ale może się udać. Poruczniku Rob - kapitan skinął ręką na małego wzrostem, ale jakże walecznego halflinga - wydać rozkazy, formować szyk i gotować się do szturmu na Twierdzę! Musimy wedrzeć się do samego jej serca, musimy. - szepnął cicho sam do siebie Tartagila.
Stojąc między młotem, jakim byla armia chaosu, a kowadłem, jakim zdawała się być Twierdza, ruszyli. Ruszyli w jej wnętrze, z nadzieją, bez rozpaczy, pewni swych umiejętności i pewni swego dowództwa. Zdeterminowani, nie do zatrzymania.
- Job twoju mac! Ni opierdalać! Most juże blisku! - ile tchu w piersi, ile głosu w gardle, Kielov zagrzewał do walki!
Na ich drodze kurwiszcze krasnozwierze stały, żądne krwi i rozszarpanych ciał, monstrualne potwory. Parli naprzód, zwarci, waleczni, pewni swego. Cel był bliżej i bliżej, z każdym krokiem, z każdym cięciem miecza, z każdą kroplą krwi ulanej, z każdym ciałem wroga, padającym wprost na pysk. To, co zobaczyli, przeraziło ich. Wielka brama, kamienne monstrum - brama piekieł, jak głosiła legenda, magiczne przejście, łączące samą Twierdzę Chaosu z Bagnami Chaosu oddalonymi szmat drogi od samej twierdzy. Zewrzeć szyk! Tarcza wyżej! - darły się gardła dowódców. - Gryyyfyyyyyy! - Ryczały gardła najemnych żołnierzy. Jeno chusty dawały kolor temu ponuremu, jak zapomniany grobowiec, miejscu. Strach, przerażenie, ale i nadzieja, brak zwątpienia, pchał ich w przód, prosto na spotkanie z tym, o czym jeno słyszeli, z tym co było ich ostatnią przeszkodą do wolności. Z upiorem Bramy Piekieł! Niewielu chce mówić o tym, co wydarzyło się dnia tego, niewielu chce pamiętać to, co zobaczyli, niewielu przeżyło, by móc opowiadać waleczność swych towarzyszy, to że grupa i jednością uratowali nie siebie samych, ale towarzyszy swych i zasady którym służyli. Najmężniejsi, ci, którzy się nie zlękli, ci którzy walczyli do końca, choć szans nie widzieli, nadziei nie tracili, nie rozpaczali... Dla upamiętnienia ich bohaterstwa, po owym wydarzeniu, najmłodszy dowodzący Kompanią Czarnego Gryfa, kapitan Tartaglia oddział nowy utworzył - Nil Desperandum co znaczy 'Nie trać nadziei'. Pierwszym porucznikiem oddziału Hathaldira Rivę wyznaczył, jako tego, który walnie przyczynił się do sukcesu. Kulawiec sam, tak zwany przez żołnierzy, doczekał kolejnego awansu, adiutantem kapitana zostając.