Azylum (książka)
p ksiazke Czytasz ksiazke. >
Opowiem wam dzisiaj pewna historie, ktora zaslyszalem od osoby bezposrednio bioracej udzial w wydarzeniach. Bedzie to historia malej wioski w gorach Mahakamskich, zwanej Azylum, ktorej mieszkancy zyli w spokoju nie wadzac nikomu i utrzymymujac sie z uprawy roli. Gorska ziemia nie jest zbyt zyzna, ale pracowali ciezko by zapewnic przetrwanie sobie i swym bliskim. Kazdego miesiaca wybierali sposrod siebie delegacje, ktora udawala sie do pobliskiego miasta by sprzedac plony oraz zakupic wszelakie potrzebne narzedzia i zapasy. Pewnego miesiaca jednak nikt nie przybyl. Kupcy mieszkajacy w Claremont zdziwili sie niezmiernie, bowiem mialo to miejsce pierwszy raz w histori kontaktow miedzy tymi dwoma miejscami. Nie przejeli sie jednak, uznali ze byc moze nie potrzebuja nic w tym miesiacu a i moze mieli malo plonow, wiec nie mieli co sprzedawac. Ale za miesiac na pewno zakupia dwa razy wiecej. Zaczeli wiec z niecierpliwoscia oczekiwac przyszlego miesiaca i jakiez bylo ich zdziwienie, gdy znow nikt sie nie pojawil. Zaniepokoilo ich to i poczeli szeptac miedzy soba ze moze cos sie stalo, gory w koncu potrafia byc niebezpieczne. Zdecydowano wiec, ze do Azylum uda sie maly oddzial strazy miejskiej, by sprawdzic czy wszystko jest w porzadku i czy moze mieszkancy nie potrzebuja pomocy. Jako uradzono tak i uczyniono. Podroz do oddalonej o trzy dni drogi wioski przebiegla nadzwyczaj spokojnie, dotarli wiec na miejsce na trzeci dzien z ranka. Gdy weszli do wioski od razu uderzyla ich nadzwyczajna cisza i spokoj - nie bylo zadnych ujadajacych psow, brak bylo bawiacych sie dzieci, zaden rolnik spieszacy na pole ich nie pozdrowil, nad chatami nie unosil sie dym z kominow.. Wies byla wymarla, nigdzie nie spotkali zywego ducha, zadnych ludzi, zadnych zwierzat.. Straznicy zaczeli sie zastanawiac czy moze mieszkancy sie wyprowadzili, ale gdy zaczeli sprawdzac chaty w ich umyslach zagoscilo przerazenie - na stolach wciaz staly talerze nakryte jak do wieczerzy, teraz juz z psujacym sie jedzeniem. W szafach wciaz wisialy ubrania. W kufrach wciaz byly zabawki dzieci. Wszystko wygladalo tak jakby mieszkancy poprostu ... znikli. Dopiero w centrum wioski napotkali slad zycia. Bylo to kilka malych zwierzat, ktore przez ulamek sekundy przygladaly im sie badawczo, po czym wskoczyly do studni stojacej na centralnym placyku, nie pozwalajac jednak stwierdzic czym byly. Gwardzisci wiedzeni ciekawoscia zajrzeli do srodka, a gdy to uczynili ich oczom ukazal sie koszmarny widok. Studnia wypelniona byla koscmi. Kosci ludzi doroslych, kosci dzieci, zwierzat domowych, psow, kotow... Nieprzeliczona gora kosci. A wsrod tych kosci przemykajace swistaki..
Studnie zasypano a wies spalono do golej ziemi. Od tamtej pory zwyklo
sie uwazac tamte tereny za miejsce przeklete, zas smialkowie ktorzy odwazyli sie zapuscic w ten rejon znikali bez sladu. Nikt nie wie, co sie tam stalo. Kto mogl dokonac tak potwornego czynu?. Jak to sie stalo, ze sadzac po tym co widzieli mieszkancy zostali calkowicie zaskoczeni i pokonani bez walki? Czy dokonala tego magia? Jakis potworny, nieznany wrog? A moze z pozoru niewinne i niegrozne swistaki?..
A legende odnalazl i zapisal, Kedhar Draco, Pogranicznik.