Brokilon

Z ArkadiaWiki
Jump to navigation Jump to search

Brokilon to duży teren leśny w rozlewisku rzek Adalatte, Wstążki i Travy. Żyją tam w swoich osadach driady, a także rusałki i inne, niespotykane nigdzie indziej, istoty leśne. Jest to dobrze zachowany, mało naruszony przez kolejne cywilizacje, starożytny las, w którym odnaleźć można antyczne ruiny. Obszar ten najeżdżany był wielokrotnie przez wojska sąsiednich państw, łakomych na terytorium i zasoby naturalne. Po krwawej historii konfliktów z pobliskimi ludzkimi królestwami, driady bardzo wrogo patrzą na każdego intruza. Zwykle każdy, kto zapuści się w głąb lasu, ogromnie ryzykuje konfrontację z ukrytymi driadzimi łuczniczkami, czy innymi pułapkami Brokilonu. Łuczniczki, o ile nie rozpoznają w natręcie Przyjaciela Brokilonu, strzelają bez ostrzeżenia, by zabić. Dzięki temu las otacza zła sława i mało kto ma odwagę naruszać spokój driad. Brokilon może się pochwalić nienaruszoną, niezwykłą przyrodą, wieloma endemitami fauny i flory. Z biegiem historii obszar pozostający pod kontrolą driad kurczył się jednak bezustannie, i muszą one zaciekle walczyć, by bronić swojego domu.

Las graniczy z Temerią, Verden, Brugge, Kerack i Dolnym Sodden.

W głębi Brokilonu znajduje się osada driad, Duén Canell, gdzie rezyduje Eithné, władczyni lasu. W innym punkcie lasu leży kotlinka Col Serrai, driadzie uzdrowisko, gdzie biją gorące, lecznicze źródła. Po lesie rozsiane są także starożytne ruiny.

Cytaty z literatury

Pierwszego trupa znalazł około południa.

Widok zabitych rzadko kiedy wstrząsał wiedźminem, znacznie częściej zdarzało mu się patrzeć na zwłoki zupełnie obojętnie. Tym razem nie był obojętny.

Chłopiec miał około piętnastu lat. Leżał na wznak, z szeroko rozrzuconymi nogami, na ustach zastygło mu coś niby grymas przerażenia. Pomimo tego Geralt wiedział, że chłopiec zginął natychmiast, nie cierpiał i prawdopodobnie nawet nie wiedział, że umiera. Strzała trafiła w oko, głęboko ugrzęzła w czaszce, w kości potylicy. Strzała była opierzona pręgowanymi, barwionymi na żółto lotkami kury bażanta. Brzechwa sterczała ponad miotły traw.

Geralt rozejrzał się, szybko i bez trudu znalazł to, czego szukał. Drugą strzałę, identyczną, utkwioną w pniu sosny, o jakieś sześć kroków z tyłu. Wiedział, co zaszło. Chłopiec nie zrozumiał ostrzeżenia, słysząc świst i stuk strzały przeraził się i zaczął biec w niewłaściwym kierunku. W stronę tej, która nakazała mu zatrzymać się i natychmiast wycofać. Syczący, jadowity i pierzasty świst, krótki stuk grotu wcinającego się w drewno. Ani kroku dalej, człowieku, mówi ten świst i ten stuk. Precz, człowieku, natychmiast wynoś się z Brokilonu. Zdobyłeś cały świat, człowieku, wszędzie cię pełno, wszędzie wnosisz ze sobą to, co nazywasz nowoczesnością, erą zmian, to, co nazywasz postępem. Ale my nie chcemy tutaj ani ciebie, ani twojego postępu. Nie życzymy sobie zmian, jakie przynosisz. Nie życzymy sobie niczego, co przynosisz. Świst i stuk. Precz z Brokilonu!

Precz z Brokilonu, pomyślał Geralt. Człowieku. Nieważne, czy masz piętnaście lat i przedzierasz się przez las oszalały ze strachu, nie mogąc odnaleźć drogi do domu. Nieważne, że masz lat siedemdziesiąt i musisz pójść po chrust, bo za nieprzydatność wygonią cię z chałupy, nie dadzą żreć. Nieważne, że masz lat sześć i przyciągnęły cię kwiatki niebieszczące się na zalanej słońcem polanie. Precz z Brokilonu! Świst i stuk.

Dawniej, pomyślał Geralt, zanim strzeliły, by zabić, ostrzegały dwa razy. Nawet trzy.

Dawniej, pomyślał, ruszając w dalszą drogę. Dawniej.

Cóż, postęp.

Las nie wydawał się zasługiwać na straszną sławę, jaką się cieszył. Prawda, był przerażająco dziki i uciążliwy do marszu, ale była to zwyczajna uciążliwość matecznika, w którym każdy prześwit, każda słoneczna plama przepuszczona przez konary i liściaste gałęzie wielkich drzew wykorzystywana była natychmiast przez dziesiątki młodych brzóz, olch i grabów, przez jeżyny, jałowce i paprocie pokrywające gęstwiną pędów chrupliwe grzęzawisko próchna, suchych gałęzi i zbutwiałych pni drzew najstarszych, tych, które dożyły swego żywota. Gęstwina nie milczała jednak złowieszczym, ciężkim milczeniem, które bardziej pasowałoby do tego miejsca. Nie, Brokilon żył. Bzyczały owady, szeleściły pod nogami jaszczurki, pomykały tęczowe żuki biegacze, targało lśniącymi od kropel pajęczynami tysiące pająków, dzięcioły roztętniały pnie ostrymi seriami stuków, wrzeszczały sójki.

• Miecz przeznaczenia, str. 228-229


Linki